Michael Douglas za miesiąc skończy 80 lat. Znany amerykański aktor filmowy przed laty opowiedział o swoich problemach zdrowotnych. Podczas rozmowy z "The Guardian" zdradził, że o diagnozie - nowotworze w zaawansowanym stadium - usłyszał w 2010 roku po wielu miesiącach dyskomfortu, który odczuwał w jamie ustnej. Miał wtedy guza wielkości orzecha włoskiego znajdującego się pod językiem. - Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale ten rodzaj raka jest wywołany wirusem HPV - powiedział szczerze, dodając, że zaraził się nim, gdy uprawiał miłość francuską. Ponoć lekarze nie potrafili go przez dłuższy czas prawidłowo zdiagnozować.
Aktor przeżywał katusze. Ponieważ od razu wdrożono bardzo intensywne leczenie, konieczna była chemioterapia i naświetlania. Nie korzystał wtedy z rurki do karmienia i przez wiele tygodni był wyłącznie na płynnej diecie. W konsekwencji schudł aż 20 kg. - To było bardzo trudne (...). Byłem strasznie słaby - opowiadał. Wielotygodniowe leczenie przyniosło na szczęście oczekiwane efekty. Choroba od tamtego czasu nie powróciła i usłyszał optymistyczną diagnozę, że ma 95 proc. szans, że to już za nim.
Mogłem stracić część języka i szczękę. To nie byłoby ładne, to mogło zakończyć moją karierę
- mówił w wywiadzie.
Początkowo przez jakiś czas aktor mówił publicznie o raku gardła, bo nie chciał wywoływać kontrowersji podczas promocji jednego ze swoich filmów. To zasugerował mu chirurg. - Chciałem w ten sposób chronić swoją karierę - wyznał. Wtedy utrzymywał, że przyczyną raka były najprawdopodobniej wieloletnie nałogowe palenie i picie. Nigdy nie przyszły chwile zwątpienia. - Chociaż było ciężko, ani razu nie przeszło mi przez myśl, że mógłbym umrzeć. Muszę teraz stawiać się na regularne kontrole. Badam się co sześć miesięcy, ale jak na razie od dwóch lat jestem czysty. Ryzyko nawrotu choroby przy tym typie raka wynosi tylko pięć proc. – mówił Michael Douglas. Przeczytaj też: Michael Douglas zbadał DNA w telewizji. Rezultaty szokujące. "Żartujesz?"