Na koncie ma niezapomniane kreacje filmowe u reżyserów takich jak Andrzej Wajda czy Krzysztof Kieślowski. Na scenie wyrobił sobie opinię aktora-legendy. Choć przylgnęła do niego łatka spokojnego i opanowanego, prywatnie ponoć jest upartym, impulsywnym cholerykiem. Dlatego tak bardzo docenił wewnętrzny spokój swojej wybranki. Ta cecha charakteru Agnieszki, która została jego żoną, wraz z ogromem jej miłości, umożliwiła aktorowi powrót do zdrowia po tym, jak los wystawił go na ciężką próbę. Udar sprawił, że Globiszowi nie dawano szans na powrót do kariery. Na szczęście stało się inaczej i fani znów mogli podziwiać genialnego aktora na scenie i ekranie.
Krzysztof Maria Globisz przyszedł na świat 16 stycznia 1957 r. w Siemianowicach Śląskich. Ojciec chłopca planował dla niego karierę prawnika. Ale matka pragnęła zmotywować syna do czytania, zapisała go więc na zajęcia teatralne. Szybko okazało się, że było to strzałem w dziesiątkę, bo wyszło na jaw, że Krzysztof ma talent aktorski. W 1980 roku ukończył studia na Wydziale Aktorskim krakowskiej PWST. I jeszcze w tym samym roku zaliczył debiut na deskach Teatru Polskiego we Wrocławiu, rolą Karla w "Ameryce" Franza Kafki w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego.
W latach 1980-81 pracował w Teatrze Polskim we Wrocławiu, a od 1981 jest związany z Teatrem Starym w Krakowie. Po pewnym czasie upomniał się o niego również świat filmu. Droga do sławy wcale nie była prosta.
Na początku kariery Krzysztof Globisz usłyszał, że nie został obdarzony urodą amanta filmowego. W związku z tym nie wróżono mu spektakularnych sukcesów, wieszcząc, że najprawdopodobniej trafi do szufladki z napisem: aktor charakterystyczny. Krzysztof Globisz nie dał sobie jednak podciąć skrzydeł. Postanowił pokazać, że z wyglądu może uczynić swój atut. Powiedzieć, że miał rację, to mało.
Krzysztof Globisz szybko udowodnił, że jest obdarzony wielkim talentem, który pozwala mu wcielić się niemal w każdą rolę. Na ekranie zadebiutował od razu u jednego z największych - wystąpił w filmie "Z biegiem lat, z biegiem dni" Andrzeja Wajdy. Z mistrzem kina współpracował ponownie dwa lata później przy produkcji "Danton". Rolą, która wyniosła go na szczyt, wzbudzając zachwyt fanów i uznanie krytyki, była jednak niezapomniana kreacja w filmie Krzysztofa Kieślowskiego.
W "Krótkim filmie o zabijaniu" Krzysztof Globisz wcielił się w rolę stojącego u progu kariery prawniczej Piotra. Młody mężczyzna debiutuje mocną sprawą. Przypadek Jacka - chłopaka, oskarżonego o brutalne zabójstwo taksówkarza, staje się dla niego okazją, aby się wykazać, ale też rodzi wiele dylematów moralnych. Jednak pomimo ogromnego zaangażowania młodego adepta prawa, Jacek zostaje skazany na karę śmierci. Kiedy podczas ostatniego widzenia chłopak prosi adwokata o przekazanie jego matce fotografii zmarłej przed kilku laty młodszej siostry, Piotr odkrywa, jak bardzo Jacek jest zagubiony. Tym bardziej czuje smutek i bezradność wobec ostatecznego wyroku. Po latach Krzysztof Globisz wyznał, że rola nie tylko była jedną z ważniejszych w karierze, ale też wpłynęła na jego prywatne poglądy.
Kompletnie zmieniła mój pogląd na karę śmierci. Od tego czasu uważam, że żaden sąd nie ma prawa skazać człowieka na śmierć, bo wówczas - ja, obywatel - mam na rękach tę krew. Człowiek nie może odebrać człowiekowi życia z racji jakiegoś prawa. Dopuszczam możliwość odebrania życia w afekcie, morderstwa - potrafię to sobie wytłumaczyć. (...) To poziom ludzki, poziom grzechu; ale nie przyjmuję sytuacji osądu - wyjaśniał aktor w biograficznej książce pt. "Notatki o skubaniu roli"
U Kieślowskiego Krzysztof Globisz pojawił się znów w "Dekalogu V". W kolejnych latach stworzył też inne, uznawane dziś za kultowe role. M.in. tę w filmie "Wszystko, co najważniejsze" Roberta Glińskiego, gdzie wcielił się w aresztowanego przez NKWD podczas II wojny światowej poetę, prozaika i tłumacza, Aleksandra Wata. Znakomitą, choć zupełnie odmienną kreację, Krzysztof Globisz stworzył w filmie "Pułkownik Kwiatkowski" Kazimierza Kutza, gdzie wcielił się w okrutnego szefa UB w Łodzi, Mieczysława Moczara. Z kolei za postać anioła Giordano w komedii Artura Więcka "Barona", "Anioł w Krakowie" (2002) zdobył statuetkę Jańcia Wodnika na Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Filmowej "Prowincjonalia" we Wrześni. Krzysztof Globisz w wywiadach wielokrotnie podkreślał jednak, jak wielką satysfakcję dały mu role teatralne.
Ja, Krzysztof Globisz, niewiele wiem o świecie, ale gdy gram Makbeta, Hamleta, Klaudiusza, Sajetana przekazuję światu pewną wiedzę - i to przynosi wielką radość - przekonywał w autobiografii
Aktorzy często wyróżniają się burzliwym życiem uczuciowym. Ale nie Krzysztof Globisz, który niemal przez całe dorosłe życie pozostał wierny tej samej kobiecie. W młodości uchodził co prawda za kobieciarza, a na ślubnym kobiercu po raz pierwszy stanął jeszcze w czasie studiów. O byłej żonie mówi jednak bardzo niechętnie - wiadomo jedynie, że również była związana ze światem teatru, a małżeństwo zakończyło się po zaledwie trzech latach "z przyczyn obiektywnych". Po rozstaniu Krzysztof Globisz szukał zapomnienia w alkoholu i u innych kobiet. Właśnie wówczas, kiedy pewnego wieczoru imprezował w krakowskiej Piwnicy pod Baranami, poznał tę, która miała zupełnie zmienić jego życie.
Agnieszka, absolwentka krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego, była fanką Krzysztofa Globisza, odkąd zobaczyła go na deskach teatru w "Antygonie" w reżyserii Andrzeja Wajdy. Pamiętnego wieczoru zawitała do Piwnicy pod Baranami i wpadła w oko aktorowi, który zaczął z nią dyskutować o sztuce. Przegadali całą noc. Ponoć ojcem chrzestnym ich związku był sam Piotr Skrzynecki, który wyczuł chemię pomiędzy parą i powiedział: "Powinniście wyjść stąd razem i już nie wracać". Tak też się stało - wkrótce para powiedziała sobie sakramentalne "tak", a na świecie pojawił się ich pierwszy syn, Krzysztof Junior, dziś operator filmowy. Siedem lat później dołączył do rodziny Jan. Krzysztof Globisz podkreśla, że w Agnieszce urzekł go przede wszystkim jej spokój.
Agnieszka wydawała mi się inna niż wszyscy wokół, taka poukładana. Tego właśnie szukałem: spokoju. Ja jestem cholerykiem, człowiekiem nerwowym i porywczym. Ale staram się to w sobie hamować - wyznał kiedyś Krzysztof Globisz
Kilka lat temu dodał:
Umarłbym, gdyby mnie opuściła. Gdyby ktoś zapytał, co jest dla mnie szczęściem, odpowiedziałbym: przekonanie, że nigdy nie rozstanę się z żoną. Ona jest dla mnie centrum świata
Opanowanie Agnieszki stało się bezcenne, kiedy los wystawił aktora na wyjątkowo ciężką próbę. W lipcu 2014 roku Krzysztof Globisz przebywał w Warszawie, gdzie nagrywał słuchowisko "Martwe dusze". Kiedy wrócił do hotelu, nagle źle się poczuł. Kilka lat wcześniej brał udział w kampanii zwiększającej świadomość na temat udaru mózgu, szybko więc odgadł, co mu dolega. Bez zastanowienia zadzwonił do żony. Ta wezwała pomoc - lekarze w szpitalu zdiagnozowali udar. Niestety, w przypadku tej choroby niezwykle cenny jest czas, a zanim Krzysztof Globisz otrzymał pomoc, udar zdążył poczynić w jego organizmie spore spustoszenie. Lekarze długo utrzymywali go w śpiączce farmakologicznej. Postawiono diagnozę - orzeczono, że jeśli aktor przeżyje, będzie przykuty do wózka, oraz - co tragiczne szczególnie dla aktora - nie odzyska zdolności mowy.
Na OION-ie – Oddziale Intensywnej Opieki Neurologicznej, swego rodzaju poczekalni między życiem a śmiercią, Krzysztof spędził dwa miesiące. Dwa dni po udarze przeszedł kraniotomię, czyli operacyjne otwarcie czaszki. W wielu przypadkach jest ona niezbędna, bo po udarze mózg często puchnie i "trzeba mu zrobić miejsce", usuwając część czaszki. Krzysztof otwartą czaszkę miał aż 11 miesięcy. Bardzo długo był w stanie krytycznym, lekarze nie dawali mu wielkich szans na normalne życie - wyznała w tygodniku "Newsweek" żona aktora
Agnieszka Globisz nie dała wiary tym słowom. "A ja wiedziałam, że się obudzi i znów będziemy się razem cieszyli się życiem" - wspominała później. Całą energię poświęciła mężowi i jego powrotowi do zdrowia. Przez dwa miesiące czuwała nad pozostającym w śpiączce ukochanym, masowała go, pielęgnowała, mówiła do niego. Oburzała się, kiedy sugerowano, aby znalazła do opieki zastępstwo. Starała się nie tracić pogody ducha. I to właśnie żart - udawanie azjatyckiej akupunkturzystki z filmu "Dzień Świra" - sprawił, że Krzysztof Globisz się obudził. To był dopiero początek długiej drogi do powrotu do sprawności. Na szczęście aktor pokazał siłę i determinację, a żona nie szczędziła mu wsparcia.
Żmudny proces rehabilitacji i ogrom miłości, który mu w nim towarzyszył, stał się inspiracją dla filmu "Prawdziwe życie aniołów" (2022). Krzysztof Globisz zagrał w nim samego siebie. Bo wbrew temu, co wieszczyli lekarze, udało mu się powrócić do sił - znów chodzi i mówi. Choć walka aktora o sprawność cały czas trwa, jego siła i determinacja stały się wzorem i źródłem nadziei dla wielu innych chorych w podobnej sytuacji.