Choć urodziła się i dorastała we Francji, to właśnie w Polsce odnalazła swoje miejsce na ziemi. Księżna Helena Lubomirska-Lanckorońska, potomkini znamienitych polskich rodów arystokratycznych, przez lata żyła z dala od ojczyzny swoich przodków. Polska była dla niej jedynie wspomnieniem z dzieciństwa. Chociaż księżna znała język tylko w szczątkowym zakresie, to jednak ostatecznie właśnie kraj nad Wisłą stał się jej domem.
Przełomowym momentem dla księżnej Heleny Lubomirskiej-Lanckorońskiej okazał się rok 2008, kiedy jej bracia podjęli się rewitalizacji rodzinnego uzdrowiska w Szczawnicy - miejsca, które niegdyś należało do ich pradziadka, Adama Stadnickiego. Choć Helena miała ustabilizowane życie zawodowe w Paryżu, gdyż pracowała dla prestiżowych marek, takich jak Hachette czy Cartier, to, jak wyznała w rozmowie z "Faktem", jedno spojrzenie na Szczawnicę wystarczyło, by wszystko się zmieniło. - Przyjechałam do Szczawnicy, zobaczyłam potencjał, poznałam fantastycznych ludzi. Byli przemili. Czułam się jak w domu - wspomina dziś z uśmiechem. Choć początki nie były łatwe, a przeszkodą były m.in. bariera językowa, zupełnie nowe środowisko i życie z dala od znanej rzeczywistości, to księżna zaufała swojej intuicji. Zaledwie dwa dni po powrocie do Francji złożyła wypowiedzenie i postanowiła przenieść się do Polski na stałe. - To była szybka decyzja, ogromna zmiana. Ale po piętnastu latach mogę powiedzieć, że było warto - wyjawiła w tej samej rozmowie.
Po pięciu latach intensywnej pracy los zetknął księżną Helenę z księciem Janem Lubomirskim-Lanckorońskim. Choć przyszli zakochani znali się wcześniej z rodzinnych spotkań, dopiero z czasem między nimi pojawiła się więź. Jak wspomina księżna, Jan zdobywał jej serce z godną arystokraty galanterią - z kwiatami, karetą i romantycznymi gestami w stylu dawnych rycerzy. - Zawsze się śmieję, że był jak rycerz. Ma głęboko zakorzenione tradycje - wyjawiła. Przy okazji księżna opowiedziała o sytuacji, gdy ukochany zaprosił ją na romantyczną kolację, zaskakując ją telefonem z prośbą, by zeszła na dół. Gdy kobieta spełniła jego prośbę, to ujrzała księcia z kwiatami i karetą. - Pomyślałam wtedy, że jest troszeczkę szalony. Ale później okazało się, że jednak nie - powiedziała z rozbawieniem.