Po październikowych wyborach parlamentarnych oraz po zaprzysiężeniu nowego rządu w TVP panuje atmosfera niczym na Titanicu. Coraz więcej pracowników stacji nagle jest na zwolnieniu lekarskim, a niektórzy odchodzą. Do tego drugiego grona należy Danuta Holecka, która, jak informowała Wyborcza.pl, z końcem listopada rozwiązała dwie umowy z TVP. Wkrótce w mediach zaczęły się pojawiać informacje o gigantycznej odprawie, którą miała zgarnąć Holecka, która była twarzą propagandy TVP. Teraz głos zabrała sama zainteresowana.
Danutę Holecką z TVP łączyły dwie umowy - jedną B2B w ramach działalności gospodarczej o nazwie D.D.H. Studio "V" za prowadzenie 10-11 wydań "Wiadomości" w miesiącu (miała za to zgarniać 50 tys. zł miesięcznie) oraz drugą za etat szefowej "Wiadomości" w TVP (tu miesięczne wpływy to 20 tys. zł brutto). Prezenterka, rozwiązując umowy, miała uciekać od zwolnienia dyscyplinarnego. Ponadto media pisały, że liczyła na sowitą odprawę. Jednorazowo na jej konto miała wpłynąć suma za okres wypowiedzenia umowy. Miała to być kwota nawet za 12 miesięcy, a więc 600 tysięcy złotych. Jednak szybko pojawiły się doniesienia, że Holecka ma obejść się smakiem. "Szczerze? Danuśka się mocno przeliczy. Ona chce dostać ponad pół miliona złotych na mocy zakazu konkurencji. Tyle że nowy szef TVP ją z tego zakazu zwolni dzień po objęciu funkcji. Danusia nie dostanie ani grosza" - mówił informator Onetu. Teraz głos zabrała sama zainteresowana, która potwierdza, że... pieniądze przeszły jej koło nosa.
Podpisując dokumenty związane z wypowiedzeniem na początku grudnia, zrezygnowałam z dziewięciomiesięcznego odszkodowania z tytułu zakazu konkurencji. Więc nie dostanę tych ogromnych pieniędzy - powiedziała Wirtualnym Mediom.
Na tym nie koniec, bo była pracownica TVP twierdziła, że sama zrezygnowała z owych pieniędzy. "Miałam w umowie taki zapis, ale zrezygnowałam z niego sama. Taka jest prawda - zaznaczyła. - Są też tacy, którzy bardzo "troszczą się" o moje rozczarowanie, kiedy nowa władza zatrzyma te wypłatę. No więc rozczarowania nie będzie" - grzmiała.
Michał Adamczyk w atmosferze skandalu zniknął z anteny TVP sporo wcześniej. Przypomnijmy, że po artykule Onetu, z którego wynikało, że pracownik TVP przed laty miał zarzuty prokuratorskie za pobicie kochanki, poszedł na urlop. Adamczyk zaprzeczał doniesieniom, a jego urlop zaczął się przedłużać. W końcu niedawno rozwiązał umowę z Telewizją Polską. Jak ustaliła Gazeta.pl w jego umowie również znalazł się zapisy o odprawie i zakazie konkurencji. "Z tytułu pierwszej należeć ma mu się sześć wynagrodzeń, a zakaz konkurencji obowiązywać (jeśli w ostatnim czasie nie zmieniono tych zapisów) kolejnych dziewięć. Łącznie dawałoby to zatem 705 tys. zł netto" - czytamy.