13 września 1996 roku media obiegła tragiczna informacja. Zmarł 25-letni raper Tupac Shakur, który tydzień wcześniej został postrzelony, kiedy czekał w samochodzie na czerwonym świetle. Policja wciąż bada sprawę i trafiła na nowy trop.
Według doniesień Associated Press policja w piątek 29 września rano w Las Vegas miała aresztować mężczyznę, który ma mieć związek z morderstwem rapera Tupaca Shakura. Z kolei z raportu opublikowanego przez ABC News dowiadujemy się, że niebawem do wiadomości publicznej zostaną podane zarzuty.
Według doniesień dwóch urzędników posiadających wiedzę z pierwszej ręki mężczyzna został aresztowany w piątek wczesnym rankiem pod zarzutem morderstwa. Poprosili o anonimowość przed spodziewanym aktem oskarżenia w najbliższy piątek - podaje ABC News, powołując się na Associated Press.
Według doniesień zagranicznych mediów policja już dwa miesiące wcześniej otrzymała nakaz przeszukania domu na przedmieściach Las Vegas, co miało mieć związek z zabójstwem Tupaca Shakura. Wówczas mieli zebrać komputery, dysk twardy, telefon komórkowy oraz wydanie "Vibe" z raperem. Znaleziono również kilka kul kalibru .40.
Tego wieczora na miejsce zdarzenia wysłano kilka partoli policji, jednak pierwszy dotarł poruszający się na rowerze Chris Caroll. Szybko dostał się do BMW i po chwili zorientował się, że postrzelonym mężczyzną był właśnie Tupac. Położył go na chodniku, a konający raper mówił, że nie da już rady. Po chwili nabrał sił i wypowiedział ostatnie słowa. "Gdy położyłem go na chodniku, zdałem sobie sprawę, że to Tupac Shakur. Wtedy to jednak nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Spojrzał na mnie, wziął oddech. Gdy już myślałem, że zaczniemy współpracować, wtedy wypowiedział słowa: pierd*l się" - wspominał policjant. Potem zaczął się krztusić krwią i tracić przytomność. Na miejscu pojawiła się karetka, która przetransportowała go do szpitala, gdzie przeszedł operację. Nie udało się z nim nawiązać jakiegokolwiek kontaktu. Nie powrócił do świadomości i zmarł tydzień później.