Anna Wendzikowska w sierpniu 2022 roku nieoczekiwanie poinformowała, że po 15 latach odchodzi z "Dzień dobry TVN". Dziennikarka przeprowadzała wywiady z gwiazdami filmu z całego świata i zawsze opowiadała o tym, jak uwielbia swoją pracę. W październiku zdecydowała się jednak opublikować odważny post, w którym wyznała, czego doświadczyła w stacji. Pisała o mobbingu, poniżaniu, o tym, że każdego dnia bała się utraty stanowiska. W rozmowie z Żurnalistą po raz kolejny wróciła do tej sprawy. Poruszyła też kwestię wynagrodzenia.
Anna Wendzikowska miała być stopniowo odsuwana od programu. Przytoczyła sytuację, w której szefowa nie mogła jej zwolnić, bo dziennikarkę uwielbiał dyrektor programowy, ale mimo to działała na jej niekorzyść. Wywiady Wendzikowskiej nie były dopuszczane do emisji.
Następują inne działania typu na przykład: ma być emisja wywiadu tego dnia, jest to ze wszystkimi omówione, dystrybutor, dzięki któremu zrobiłam tę rozmowę, potrzebuje tego dnia, no bo tego dnia film wychodzi i producentka tego wywiadu nie puszcza i potem mówi: "Wiesz co, bo ja zapomniałam, nie przypomniałaś mi, to pójdzie w następnym tygodniu" i dzwoni do dystrybutora i mówi: "Jedyną gwarancją emocji we właściwym czasie jest to, żeby to przechodziło przeze mnie. Nie, proszę się nie kontaktować z Anią, tylko ze mną bezpośrednio" - opowiedziała Żurnaliście.
"No i potem robi to już ktoś inny. I takich działań jest ileś tam, w wyniku których ja przestaję mieć powoli pracę, mimo że nikt mnie nie zwalnia. Ten wywiad pójdzie do tego, ten do tamtego i nagle okazuje się, że nie masz roboty" - dodała. Wendzikowska powiedziała również, że przebitki z jej udziałem były wycinane z wywiadu, bo "było jej za dużo". Zdarzało jej się też słyszeć, że źle się ubrała. Dziennikarka ujawniła, że nie była jedyną osobą, która doświadczyła mobbingu w stacji.
Ja nie byłam jedyna, dlatego też głośno o tym powiedziałam, bo takich sytuacji było dużo. Było i parę procesów, tam były osoby, które wylądowały w psychiatryku na psychotropach i naprawdę ludzie, którzy w trudnej sytuacji byli, dużo trudniejszej niż ja, bo ich nikt nie chciał wysłuchać - powiedziała.
Anna Wendzikowska powiedziała, że doszła do momentu, w którym miała stałą pensję, dlatego nawet gdy była odsuwana od obowiązków, to nie dostawała mniejszej wypłaty. Podała dokładną kwotę, którą zarabiała. W pandemii jednak była ona o wiele mniejsza. "Pod koniec dostawałam dziesięć tysięcy złotych, ale dlatego, że wiesz, ile zarabiałam w pandemii? Trzy tysiące złotych miesięcznie, bo byliśmy na wycenach" - ujawniła. Dziennikarka dodała, że już wtedy pojawiła się u niej myśl, żeby odejść z pracy. "I to był taki moment, że pierwszy raz chciałam odejść, bo sobie pomyślałam, nie dość, że dostaję cały czas zje*kę, nie dość, że ktoś cały czas próbuje się mnie pozbyć jakimiś sposobami, to jeszcze zarabiam trzy tysiące, to chyba nie ma sensu". Skontaktowaliśmy się ze stacją TVN w sprawie oskarżeń Anny Wendzikowskiej, ale do momentu publikacji artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.