Anna Wendzikowska przerwała milczenie. Zarzuciła TVN mobbing i nadużycia. "Byłam poniżana, codziennie drżałam o pracę"

Anna Wendzikowska opublikowała emocjonalny post na Instagramie. Dziennikarka w sierpniu tego roku zakończyła współpracę z "Dzień dobry TVN", z którym była związana przez ostatnie 15 lat. Wendzikowska w mocnym wpisie zarzuciła stacji nadużycia i mobbing.

Anna Wendzikowska jakiś czas temu udzieliła wywiadu, w którym opowiedziała więcej na temat odejścia z "Dzień dobry TVN". Dziennikarka ujawniła, że spotkała ją dosyć niemiła sytuacja ze strony jej nowej zastępczyni - Anny Tatarskiej, ale nie chciała zdradzić nic więcej. W prezenterce coś pękło i opublikowała obszerny post na Instagramie. Zarzuca w nim między innymi mobbing stacji TVN i podaje konkretne przykłady. Jej wyznanie szokuje. 

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Joanna Krupa mieszka w 85-letnim domu. Eleganckie wnętrza robią wrażenie, ale to pokój Ashy zwraca uwagę

Zobacz wideo Małgorzata Kożuchowska o mobbingu. "Kiedyś to było na porządku dziennym"

Anna Wendzikowska oskarża TVN o mobbing. "Byłam poniżana, codziennie drżałam o pracę"

Anna Wendzikowska w 2007 roku zaczęła pracę dla "Dzień dobry TVN". Specjalizowała się jako dziennikarka filmowa, przeprowadzała wywiady z gwiazdami i miała okazję podróżować po świecie. Do tej pory nie zdradziła jednak prawdziwych powodów rezygnacji z posady. W końcu postanowiła napisać prawdę. 

Przez cztery ostatnie miesiące próbowałam tego nie napisać, zostawić, dać spokój, iść dalej. Ale nie potrafię już milczeć. Mówiono mi, ostrzegano: nie mów o tym, nikt nie zrozumie, będzie hejt, a ty będziesz "niezatrudnialna", stracisz kontrakty, trudno. Już się nie boję. A jeśli ktoś mnie nie zatrudni, bo stanęłam w prawdzie, to ja i tak nie chcę takiej pracy. Zło rodzi zło, dobro rodzi dobro, a prawda nas wyzwoli - zaczęła Anna.

Jak sama podkreśliła, do TVN trafiła po czterech latach pracy w Londynie i była przyzwyczajona do innych standardów. Z początku zgłaszała nadużycia, ale z czasem przestała to robić. Przyznała, że przełożeni gnębili ją i mieli oszukiwać odnośnie wyników oglądalności jej wywiadów. 

Byłam poniżana, gnębiona, codziennie drżałam o pracę. Nigdy "gwiazda z telewizji", a ja byłam traktowana jak dziewczynka z podstawówki, którą co chwilę bije się po łapkach za każde niedociągnięcie. Tak naprawdę byłam w swoim schemacie niewidzialności, niedocenienia, ciągłego udowadniania swojej wartości. Kiedy zdjęto z anteny moje wejścia w studio, usłyszałam: "sorry Anka, nie oglądasz się". Pomyślałam cóż, trudno, chodzi o dobro programu.
 

Wendzikowska zaznaczyła, że wielokrotnie zgłaszała, że potrzebuje pomocy przy realizacji niektórych materiałów. Nie było to jednak respektowane. 

Prosiłam o pomoc, żebym nie musiała sama montować materiałów, żebym nie musiała robić tłumaczeń sama. Albo żebym przynajmniej mogła robić montaż z domu zdalnie. Nie wyrabiałam się ze wszystkim przy dzieciakach. Usłyszałam: nikt tu nie ma specjalnych praw. Ja chyba miałam "specjalne prawa", ale takie represyjne.

Dziennikarka wyznała, że przez jakiś czas myślała, że to, jak jest traktowana w pracy, to jej wina. Nawet w zaawansowanej ciąży nie miała przerwy od zawodowych zobowiązań. Do pracy wróciła sześć dni po porodzie, z obawy przed stratą posady. 

Nikt nie wie, że poleciałam na wywiad do Los Angeles trzy tygodnie przed porodem. Musiałam dostać pisemną zgodę od lekarza. Cały lot siedziałam jak na szpilkach. Bałam się, że urodzę w samolocie. Nikt nie wie, że poleciałam na jedną noc do Filadelfii, zostawiając dziecko z nianią, kiedy miało dwa tygodnie. Wiele osób wie natomiast, że wróciłam do pracy sześć dni po porodzie. Nie wiedzieliście, jak bardzo bałam się, że ciąża będzie idealnym przykładem, żeby się mnie pozbyć. A ja potrzebowałam tej pracy, a przynajmniej wtedy, w burzy hormonów, tak właśnie myślałam. Bo byłam sama i miałam dwójkę dzieci na utrzymaniu - kontynuuje.

Dziennikarka dodała, że zmaga się z depresją i to choroba pozwoliła jej zrozumieć, co dokładnie się z nią dzieje. 

Ale z przemocą jest tak, że, jak się na nią godzisz, to jej poziom rośnie. To nie jest historia o tym, jak byłam źle traktowana, ale dlaczego w tym trwałam. W ciszy i w poczuciu winy, że mnie to spotkało. Najprościej byłoby stwierdzić, że mobbing był przyczyną depresji, ale myślę, że było zupełnie inaczej. Przyczyną mojej sytuacji w pracy był moje nieuleczone traumy i schematy, które sprawiły, że akceptowałam takie traktowanie. A depresja to był bezpiecznik. Wywaliła, żebym zwróciła uwagę na to, co się ze mną dzieje. Głęboko, głęboko w środku.

Anna ujawniła również, że z powodu nadużyć, których doświadczała w pracy, miała myśli samobójcze. 

Pamiętam, jak się zastanawiałam czy skok z piątego piętra, na którym mieszkam, załatwi sprawę, czy trzeba jednak wejść wyżej. Wpisałam w Google: "z którego piętra trzeba skoczyć, żeby..." Przeraziło mnie, ile jest w internecie pytań na ten temat. Czuję potworny wstyd, pisząc o tym, ale wiem, że czas dać mu przestrzeń - czytamy.

Prawdziwym przełomem w jej życiu były dwa tygodnie spędzone na Gwatemali. To wtedy zrozumiała, że musi odejść z pracy i szczerze powiedzieć o powodach, które nią kierowały. 

Tak, to ja zapoczątkowałam dochodzenie, które skończyło się zwolnieniami. Nie, to nie tylko moja historia to spowodowała (...) Żeby odzyskać sprawczość i zacząć odbudowywać poczucie własnej wartości, musiałam zamknąć tamte drzwi. Nikt mnie nie zatrzymywał - napisała.

Dziennikarka w komentarzach dostała ogrom wsparcia od fanów i znajomych z branży, którzy przy okazji docenili jej szczerość i odwagę. Skontaktowaliśmy się ze stacją z prośbą o komentarz, jednak do momentu publikacji artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi. 

Potrzebujesz pomocy?

Jeśli potrzebujesz rozmowy z psychologiem, możesz skorzystać z Kryzysowego Telefonu Zaufania.

Kryzysowy Telefon Zaufania pod numerem 116 123. Na stronie liniawsparcia.pl znajdziesz też listę organizacji prowadzących dyżury telefoniczne specjalistów z zakresu zdrowia psychicznego, pomocy dzieciom i młodzieży czy ofiarom przemocy.

Więcej o: