W sieci rozpętała się burza po tym, jak przedstawicielka fundacji "Przedsiębiorcy Pomagają" przedstawiła Filipowi Chajzerowi poważne zarzuty. Na odpowiedź dziennikarza nie musieliśmy długo czekać. Sprawa trafi do sądu.
3 marca Kinga Szostko z Fundacji "Przedsiębiorcy Pomagają" opublikowała na Instagramie wpis, w którym podała informacje na temat jednej z akcji charytatywnych, w które zaangażowała się fundacja Filipa Chajzera "Taka Akcja". Zdaniem kobiety prezenter podłączył się do popularnej zbiórki na leczenie czteroletniej Igi chorującej na SMA, by pobrać prowizję.
Na Igę z SMA zbierało pół Polski. To najstarsza dziewczynka, która potrzebowała terapii genowej. Dziewięć milionów złotych, potężne pieniądze. Niestety uszczuplone prowizją portalu zbiórkowego i uszczuplone kolejną prowizją celebryty, który postanowił z sytuacji skorzystać - czytamy na początku wpisu.
W dalszej części Kinga Szostko podała, że prowizja, którą rzekomo miał pobrać Filip Chajzer, wynosiła 15 tysięcy złotych.
To "prowizja", którą pan z telewizji wziął za "podłączenie" się do zbiórki dziewczynki, a właściwie to za nic. Wziął, bo myślał, że nikt tego nie zauważy.
Portal Pudelek skontaktował się w tej sprawie z fundacją "Taka Akcja". Jej przedstawiciel zaprzeczył, że Filip Chajzer pobiera prowizję za działalność charytatywną. W oświadczeniu podkreślono, że dziennikarz uruchomił swoją zbiórkę na prośbę działacza społecznego Łukasza Litewki i w porozumieniu z rodzicami Igi.
Wszystkie zebrane środki na cel tej zbiórki znajdują się na koncie fundacji. Jesteśmy w kontakcie z organizatorami i rodzicami i czekamy na dostarczenie faktury ze szpitala za podanie leku SMA. Pan Filip Chajzer zgodnie ze statusem nie pobiera żadnych środków finansowych za pełnioną funkcję prezesa zarządu oraz za swoją działalność charytatywną w fundacji, jak i poza nią.
Głos w sprawie zabrał także sam zainteresowany. Filip Chajzer na instagramowym profilu opublikował obszerny wpis, w którym odniósł się do postawionych mu zarzutów.
Jest to jeden z najtrudniejszych i najsmutniejszych dni w moim życiu. Trzymam się ledwo. Dziś rano z internetu dowiedziałem się, że przywłaszczyłem sobie 15.000 PLN ze zbiórki dla umierającego dziecka. Powiem dosadnie i wprost. Czuję się jak g*wno - napisał na wstępie.
W dalszej części wpisu podał, dlaczego zaangażował się w zbieranie funduszy na leczenie Igi. Wyjaśnił także, jak od strony formalnej działa jego fundacja.
W fundację i portal zbiórkowy www.takaakcja.org.pl inwestuję własne pieniądze. Kwotę procentu na utrzymanie działalności ustawiam na sześć procent. Wcześniej sprawdzam, jak wygląda to w innych portalach i największych fundacjach. Ustalam minimum kosztów, tak aby Fundacja się utrzymała, wychodzi sześć procent, właśnie dlatego, żeby nigdy nikt nie zarzucił mi robienia biznesu. Stąd taki, a nie inny procent.
Dziennikarz wyraźnie zaznaczył w swoim oświadczeniu, że "rodzice Igi również są oburzeni pomówieniami, które napisała kompletnie nieznana im kobieta". Dodał, że "jeden kłamliwy, manipulatorski post na Instagramie właśnie łamie mu życie". Na koniec poinformował, że zamierza wstąpić na drogę prawną.