Film "Zupa nic" opowiada o latach 70. i 80. w Polsce, kiedy w sklepach były pustki, a w mediach obowiązywała cenzura. Kinga Preis, grająca główną rolę w filmie, w wywiadzie z "Newsweekiem" wróciła pamięcią do czasów dzieciństwa. Miała dziesięć lat, kiedy ogłoszono stan wojenny, co bardzo dobrze zapamiętała.
Zdaniem Kingi Preis to, co dzieje się właśnie w Polsce, jest powrotem do PRL-u. Do takiego wniosku aktorkę skłoniło porównanie życia jej filmowej bohaterki z tym, co sama pamięta. Jako osiemnastolatka Kinga Preis mogła wziąć udział w pierwszych wolnych wyborach w 1989 roku. Dlatego z perspektywy czasu dziwi ją, dlaczego Polacy po zaledwie trzech dekadach wolności postanowili się jej pozbyć i cofnąć do czasów jak w PRL-u:
Patrzę na film "Zupa nic", na tych bohaterów, którzy, owszem, mieli dużo ciężej, ale potrafili się cieszyć sobą i wszystkim tym, co mają, i patrzę na to, co się dziś wyprawia w Polsce. Jestem bliska przekonania, że zmierzamy dokładnie do czegoś takiego, co mieliśmy w PRL, tylko dziś jest gorzej, bo instrumenty manipulowania ludźmi są celniejsze.
Aktorka nawiązała w swojej wypowiedzi do cenzury i ograniczenia wolności mediów. Nie zgadza się z narzucaniem obywatelom, co mogą czytać lub oglądać. Tak wyglądały czasy jej dzieciństwa, kiedy prasa, telewizja i filmy były ostro cenzurowane.
Jest to wszystko smutne, dołujące. Jest XXI wiek, chciałabym móc wybrać, czy chcę czytać "Newsweek", "Gazetę Wyborczą", czy oglądać TVN24, czy TVP. Tymczasem partia, która sprawuje w moim kraju władzę, nie tylko chce mi odradzić stację telewizyjną, która ich zdaniem "nie jest fajna" - oni chcą mi jej zakazać. Nie rozumiem, dlaczego my się tak musimy ciągle cofać w czasie?
Nie mogło też w rozmowie z "Newsweekiem" zabraknąć pytań o pracę na planie w produkcji TVP. Kinga Preis jest jedną z głównych bohaterek uwielbianego przez widzów serialu "Ojciec Mateusz", który od 12 lat emituje telewizja publiczna. Aktorka przyznała, że w tym czasie telewizją rządziły wszystkie możliwe ugrupowania i nie zamierza rezygnować z pracy tylko dlatego, że teraz telewizję kontroluje PiS.
Gram w serialu TVP. Zaczęłam tę pracę dwanaście lat temu. Telewizją zdążyły w tym czasie rządzić wszystkie ugrupowania. Mam się wypisać z serialu, bo teraz Woronicza firmuje PiS? A z kraju też mam się wypisać, bo rządzi nim PiS?
Aktorka gorzko podsumowała życie w Polsce. Frustruje ją naginanie prawa na najwyższych szczeblach władzy, o czym wspomniała w kontekście głosowania w sejmie nad "lex TVN".
Codziennie przeżywam jakiś rodzaj upokorzenia, wstydu, niechęci. Mówię: "Nie, no to już jest niemożliwe, to się nie zdarzy". A potem pada słowo "reasumpcja". I okazuje się, że jednak to jest wszystko prawda.
Kinga Preis ubolewa też nad tym, że niestety wszyscy jesteśmy za taką sytuację odpowiedzialni i postrzega się nas przez jej pryzmat. Niektórzy artyści bardzo angażują się w działalność społeczną, ale, jak zauważa aktorka, nie przynosi to skutku.
Najgorsze jest to, że w oczach kogoś spoza Polski to ja jestem tym krajem, który łamie prawa człowieka, to ja jestem tym krajem, który nie przestrzega prawa do wolności słowa, nie szanuje kobiet. Co z tego, że nie mam z tym nic wspólnego? Chodzę na wybory, nic nikomu złego nie robię, nikogo nigdy nie oszukałam. To nic nie zmienia. Patrzę na osoby z mojego otoczenia bardzo zaangażowane w sprawy społeczne i polityczne, takie jak Maja Ostaszewska, i widzę, że ich działania też nic nie zmieniają - pesymistycznie podsumowała Kinga Preis.
Skoro aktorka już wspomniała o niechlubnym głosowaniu w sejmie nad "lex TVN", to została zapytana również o Pawła Kukiza, gdyż znają się dobrze, mieli okazję pracować razem na planie.
Nie pamiętam, żeby go ciągnęło do władzy. Pisał piosenki w czasach, gdy ludzie za walkę o wolność umierali, byli wsadzani do więzienia. Trudno mi uwierzyć, że można tak dać rozmienić się na drobne, tak się sprzedać. Nie chcę powtarzać słów Radosława Sikorskiego pod adresem Pawła, ale niestety nie wierzę też w jego naiwność: że dał się podejść bardziej cwanym graczom. To, co zrobił, jest jego wyborem. Miał do tego prawo. W gruncie rzeczy obojgu nam chodzi o wolność, tylko zupełnie inaczej ją pojmujemy - podsumowała aktorka.
To dość pesymistyczna diagnoza sytuacji w naszym kraju. Co sądzicie o słowach Kingi Preis?