Małgorzata Rozenek nie zaliczy soboty 15 lutego do najlepszych dni w życiu. Wraz z mężem Radosławem Majdanem, synem Heniem i psem rasy basset Williamem udali się na targ antyków w Broniszach, by poszukać dekoracyjnych perełek do domu. Niestety na miejscu spotkała ją bardzo przykra sytuacja, która dotyczyła psa celebrytki. Niemiłe słowa, o których opowiedziała Rozenek na InstaStories, były skierowane w stosunku do jej pupila.
Celebrytka nie chciała bez komentarza pozostawić wydarzeń, do których doszło na targu. W samochodzie w drodze powrotnej do domu opowiedziała o wszystkim swoim obserwatorom. - Obrażono mi basseta z pięć razy, mówiąc, że jest "grubasem spasionym", i tak prawie każdy pan, poza takim jednym miłym panem, który sprzedaje parawany japońskie, to reszta naszych interakcji sprowadzała się do dyskusji: "ten pies taki jest, czy on taki spasiony?" - wyjawiła przejęta Rozenek.
A drugi pan: "ale gruby basset". Ja mówię, że on nie jest gruby. On jeszcze złapie takiej masy typowej dla dorosłego basseta
- dodała. Choć początkowo mogło się wydawać, że Rozenek dotknęły komentarze o Williamie, częściowo obróciła sytuację w żart i starała się uśmiechać, gdy opowiadała resztę szczegółów. - Ale najlepszy i tak był pan, on totalnie wygrał, kiedy mnie zapytał: "a to jest mops?" - powiedziała dalej Małgorzata.
Rozenek opowiedziała w dalszych InstaStories, że na giełdzie doświadczyli także nietypowej interakcji z mężczyzną, który wyraził chęć kupna rodzinnego pupila. Gdy zaskoczeni Majdanowie powiedzieli, że William nie jest na sprzedaż, zainteresowany psem stwierdził, iż "tutaj wszystko jest na sprzedaż". Małgorzata wyjawiła, że był to moment, w którym chwyciła basseta i wraz z mężem i synem "w popłochu" opuścili targ. Jedynym przedmiotem, który udało im się kupić, był samochodzik dla małego Henia.