Telewizja na żywo rządzi się swoimi prawami, ponieważ nigdy do końca nie wiadomo, co się wydarzy na antenie. W przeszłości wielokrotnie byliśmy świadkami wielu zaskakujących sytuacji w trakcie programów śniadaniowych. O nieprzewidywalności takiego formatu przekonali się również niedawno widzowie TVP2. 15 maja w "Pytaniu na śniadanie" doszło do zabawnej wpadki.
Temat jednego z segmentów śniadaniówki był poświęcony podróżowaniu z dziećmi z pomocą rowerowych przyczepek. Beata Tadla i Robert El Gendy z entuzjazmem rozmawiali z zaproszonymi gośćmi o praktyczności modeli dostępnych na rynku. W pewnym momencie rozmowy Tadla postanowiła nawet zażartować i… weszła do jednej z przyczepek, wywołując rozbawienie na twarzy współprowadzącego. Chwilę później to El Gendy mimowolnie został bohaterem zabawnego incydentu. Gdy jedna z przyczepek stała obok prowadzących, dziennikarz odłożył na nią swoje notatki. W momencie jak jedna z zaproszonych gościń zaczęła tłumaczyć, że lubi modele, w których dziecko może schować swoje zabawki, widzowie niespodziewanie usłyszeli szelest i świst spadających kartek oraz nastąpiła niezręczna cisza. Okazało się, że notatki prowadzącego zsunęły się z przyczepki i rozsypały się po podłodze studia. Kamera uchwyciła dziennikarza, który szybko pochylił się, by je pozbierać. Beata Tadla nie straciła jednak zimnej krwi i z uśmiechem skomentowała sytuację. - Swoje zabawki właśnie Robert zabrał - wyznała celnie nawiązując do tematu rozmowy. Wkrótce potem El Gendy z powagą wrócił na swoje miejsce z kompletem notatek w rękach, a program potoczył się dalej.
W jednym z majowych wydań weekendowego "Dzień Dobry TVN" w 2024 roku poruszono temat bezpieczeństwa rowerzystów. W ramach rozmowy w studiu przeprowadzono eksperyment mający zobrazować, jak skutecznie kask chroni głowę - do tego celu użyto balonów z wodą. Jeden z nich został umieszczony w kasku i zrzucony na ziemię, jednak efekt zaskoczył wszystkich - balon pękł, a woda rozlała się na chodnik. Damian Michałowski, który współprowadził tego dnia wydanie programu, nie mógł powstrzymać śmiechu, a Paulina Krupińska próbowała ratować sytuację, sugerując, że do środka mógł dostać się kamień, który zniweczył zamierzony efekt demonstracji.