Ewa Skibińska zyskała wielką popularność, gdy w 1999 roku dołączyła do ekipy "Na dobre i na złe". Aktorka wcielała się tam w Elżbietę Walicką - żonę Bruna (Krzysztof Pieczyński), czyli ukochaną jednego z głównych bohaterów i przyjaciółkę Zosi (Małgorzata Foremniak). W pewnym momencie jednak zdecydowała się na odejście z produkcji i scenarzyści uśmiercili jej postać. Dlaczego? Okazuje się, że gwiazda miała przeżywać na planie serialu TVP katusze. Dopiero po latach - w nowym wywiadzie - zdecydowała się, by opowiedzieć o kulisach swojej zaskakującej decyzji. Wspomniała też o konflikcie z serialowym mężem, który miał mieć wpływ na całą produkcję. Po jej wywiadzie zapytaliśmy o komentarz jej serialową córkę, w którą wcielała się Karolina Borkowska.
Ewa Skibińska od początku była sceptyczna, by być częścią "Na dobre i na złe". - Nie chciałam grać w tym serialu. Pojechałam na zdjęcia próbne i pomyślałam, co ja muszę zrobić, by nie dostać tej roli. Pojechałam, bo zauważyłam, że aktorzy zaczynają grać [w serialach - przyp.red]. Odmówiłam roli "W labiryncie", odmówiłam dwóch reklam, bo byłam obrażona, że mogłabym to zrobić. Takie miałam wtedy myślenie. I potem ten casting... Pomyślałam: "Wiem, powiem, że chcę takie pieniądze za dzień zdjęciowy, że ze mnie zrezygnują. Chciałam, żeby ktoś za mnie podjął decyzję, że nie wypada, nie można, bo aktor teatralny nie gra w serialach. I wywindowałam stawkę bardzo wysoko. Dwie godziny nie chcieli mnie producenci wypuścić z pokoju, tłumacząc, że to są niemożliwe pieniądze. Powiedziałam: "Możliwe albo nie gram". I dostałam te pieniądze - powiedziała dla Świata Gwiazd.
Rola Elżbiety Walickiej okazała się dla niej przekleństwem. Głównie przez konflikt z odtwórcą jej serialowego męża. - Bardzo mi było ciężko. Nie miałam praktyki pracy przed kamerą takiej ogromnej... Musiałam się tego uczyć od początku. (...) Miałam bardzo trudnego partnera, Krzysia Pieczyńskiego. On pewnie powie, że miał bardzo trudną partnerkę, Ewę Skibińską - mówiła.
Tu był konflikt. Właściwie skakaliśmy sobie prawie do gardeł. Ja w milczeniu a on dosłownie
- wyznała. - Jakoś tak pomyślałam, odejdę. Jest mi źle - dodała aktorka. Co ciekawe stwierdziła, że chciałaby po latach wrócić do "Na dobre i na złe", choć jej bohaterka została uśmiercona.Skibińska stwierdziła, że mogłaby być np. siostrą bliźniaczką Elżbiety. - Było mi tam trudno... Ta rola jest taka jakaś niedokończona, taka decyzja trochę wymuszona, bolesna... - podsumowała.
W rolę córki Elżbiety i Bruna Walickich wcielała się Karolina Borkowska. Czy konflikt jej serialowych rodziców, przekładał się na pracę na planie? Nasz dziennikarz Bartosz Pańczyk skontaktował się z nią. - Na planie serialu "Na dobre i na złe" nie miałam żadnych odczuć związanych z konfliktem. Na szczęście, mnie to zupełnie nie dotyczyło - przyznała.
Nie pamiętam żadnych sytuacji, które byłyby niezręczne dla kogokolwiek z ekipy. Jeśli istniał jakiś konflikt, o którym wspominasz, to zdecydowanie działo się to poza mną
- powiedziała Plotkowi.
Borkowska zdradziła też, dlaczego w pewnym momencie jej historia z produkcją dobiegła końca. - Odeszłam z serialu, ponieważ rozpoczęłam studia dziennikarskie i nie miałam możliwości, aby pogodzić te dwa zajęcia. Dodatkowo w tamtym okresie moi rodzice przechodzili rozwód, co sprawiło, że dużo mówiło się o naszej rodzinie w mediach. Potrzebowałam wtedy wyciszenia i spokoju - przyznała i wspomniała o aktorach, z którymi miała przyjemność pracować. - Czas spędzony na planie "Na dobre i na złe" wspominam bardzo dobrze. Miałam szansę pracować z tak wybitnymi aktorami jak Leon Niemczyk czy Emilia Krakowska. Miałam wtedy 16 lat i bardzo wiele się od nich nauczyłam. Miałam okazję zetknąć się z najlepszymi i to doświadczenie pozostaje częścią mojego dorobku zawodowego, choć obecnie nie jest to już moja ścieżka kariery - podsumowała Karolina Borkowska.