"Jeden z dziesięciu" od blisko trzech dekad cieszy się niesłabnącą popularnością, ale to listopadowy odcinek przejdzie do historii. Wszystko za sprawą pana Artura Baranowskiego - ekonomisty z miejscowości Śliwniki, któremu brawurową rozgrywką udało się pobić rekord. Kandydat odpowiedział bezbłędnie na wszystkie 40 pytań i udało mu się łącznie zebrać 803 punkty, co jest maksymalnym możliwym do otrzymania wynikiem w rozgrywce. Choć widzowie z zapartym tchem czekali, aż pan Artur pojawi się w Wielkim Finale, los chciał inaczej. Uczestnik wskutek awarii samochodu nie zdołał dojechać na nagrania ostatniego odcinka, w którym miał zmierzyć się z najlepszymi z sezonu. Do sukcesu pana Artura odniosły się same "Wiadomości".
Prowadząca "Wiadomości" Edyta Lewandowska na wizji przeczytała oświadczenie twórców "Jednego z dziesięciu". Producent powołał się na surowy regulamin teleturnieju, podkreślając, że sytuacja z nieobecnością uczestników zdarzała się wielokrotnie. W "Wiadomościach" padła jednakże jasna deklaracja, że uczestnik otrzyma zaproszenie do wielu innych teleturniejów emitowanych na antenie TVP.
Pozostaje jednak pytanie, czy Artur Baranowski będzie chciał skorzystać z zaproszenia do programów. Z wieści, jakie docierają, wynika, że nie czuje się komfortowo z szumem wokół swojej osoby. Redakcji Plotka udało się ustalić, że o zaproszenie do rozmowy bardzo zależało prowadzącym "Pytania na śniadanie". Baranowski jednak stanowczo odmówił. Wciąż wykazuje się dużą skromnością i uważa, że nie zrobił nic, co mogłoby wzbudzać aż tak duże zainteresowanie mediów. - On nie chce zupełnie zainteresowania i uważa, że nie zrobił nic nadzwyczajnego, co by go teraz usprawiedliwiało do rozmów z mediami. To aż do bólu skromny chłopak, który teraz czuje się trochę jak miś na Krupówkach - mówił nasz informator ze śniadaniowego programu TVP2.