24 listopada wyemitowano Wielki Finał "Jednego z dziesięciu". Tego samego dnia nieoficjalnie do mediów dotarła informacja, że Artur Baranowski - niekwestionowany czarny koń formatu - nie dotarł na nagranie i nie weźmie udziału w rozgrywce finałowej. Wraz ze startem odcinka finałowego informacje się potwierdziły.TVP milczała, dopiero teraz opublikowano oświadczenie.
TVP pod naciskiem widzów wydało oświadczenie. Dowiadujemy się z niego, w jaki sposób Artur Baranowski poinformował produkcję "Jednego z dziesięciu" o swojej absencji. "Ogromnie żałujemy, że pan Artur Baranowski, który zdobył w 19. odcinku 140. edycji programu 'Jeden z dziesięciu' rekordowe 803 punkty, nie pojawił się na nagraniu Wielkiego Finału 140. edycji programu. O swojej nieobecności poinformował nas telefonicznie w dniu nagrania" - czytamy. Na tym nie koniec, bo TVP podaje, że nie ponosi odpowiedzialności za zaistniałą sytuację. "Wszyscy zawodnicy są informowani, że w przypadku niestawienia się na nagranie tracą możliwość uczestnictwa w Wielkim Finale" - podaje Anna Brzywczy, prezes zarządu Euromedia TV.
Z oświadczenia wynika, że nieobecność uczestnika na nagraniach nie jest sytuacją bez precedensu. "W prawie 30-letniej historii programu takie nagle nieobecności miały miejsce wielokrotnie, choćby jesienią ubiegłego roku, kiedy również Wielki Finał 134. edycji został rozstrzygnięty wśród dziewięciu zawodników." - pisze Brzywczy. Na koniec padła informacja o tym, że Artur Baranowski mimo że nie wygrał Wielkiego Finału i tak został nagrodzony. "Pan Artur Baranowski, zgodnie z regulaminem programu, wygrał nagrodę w wysokości 10 000 złotych za zdobycie największej liczby punktów w 140. edycji" - czytamy.
Czy oświadczenie TVP w wystarczający sposób wyjaśniło absencję pana Artura Baranowskiego w finale "Jednego z dziesięciu"? Być może. Jedno jest pewne - nie zadowoliło jednak widzów, którzy nadal są wściekli na produkcję, że nie wykazała inicjatywy, by zrobić wszystko, aby Artur Baranowski jednak wziął udział w finałowej rozgrywce "Jednego z dziesięciu". W komentarzach pod oświadczeniem nie kryli rozgoryczenia. "Zasady zasadami, ale pan Artur zrobił coś niesamowitego w półfinale, pierwszy raz w 29-letniej historii programu. Taka sytuacja zdarza się niezwykle rzadko, więc podejście do awarii samochodu również powinno być potraktowane wyjątkowo. Niesamowite jak można zaprzepaścić mega oglądalność i zaprzepaścić szansę na wyjątkowe rozstrzygnięcia w finale i to z winy TVP. Niezrozumiałe dla mnie i pewnie dla innych", "Można było inaczej to rozwiązać, np. zagwarantować udział w Wielkim Finale w następnym sezonie, pomóc uczestnikowi w transporcie (w końcu to zwycięzca odcinka, a producenci programu byli świadomi, że to rekordowy wynik, maksymalna liczba punktów, co się nigdy nie wydarzyło). Źle to wygląda", "Ok. Wiadomo regulamin regulaminem, ale tu w sumie była dość wyjątkowa sytuacja dotycząca gracza, który zrobił pierwszego maxa w wieloletniej historii tego programu" - pisali.