Jednym z bohaterów odcinka "Sprawy dla reportera" wyemitowanego 14 lipca 2022 roku był Jacek Murański - zawodnik MMA i aktor, który na swoim koncie ma epizody w takich produkcjach, jak "Na sygnale", "Klan", "Pierwsza miłość", Barwy szczęścia", "Wojenne dziewczyny" czy "Ojciec Mateusz". Murański jest ojcem Mateusza Murańskiego - gwiazdora serialu "Lombard. Życie pod zastaw", który także bierze udział w walkach MMA.
Mężczyźnie w studiu puściły nerwy. Wrzeszczał na specjalistów, którzy również pojawili się w programie - mecenasa Piotra Kaszewiaka, mecenas Marię Wentlandt-Walkiewicz, ks. prof. Andrzeja Kobylińskiego i Jacka Wronę, byłego funkcjonariusza CBŚ.
Jacek Murański opowiedział Elżbiecie Jaworowicz o swoim procesie. Mężczyzna został skazany za to, że w 2008 roku miał skatować mężczyznę, który zajmował jego lokum. Mimo że Murański odsiedział już wyrok, przekonuje, że jest niewinny. W programie Jaworowicz rzucał poważne oskarżenia nie tylko w kierunku policji, ale również prokuratury. Twierdzi, że padł ofiarą spisku. Zarzucał też służbom korupcję. Kiedy obecni w studiu Piotr Kaszewiak i Jacek Wrona wytknęli Murańskiemu, że obciążyły go zeznania świadka koronnego, zawodnikowi MMA puściły nerwy.
Pomówił mnie w sprawie [świadek koronnny - przyp. red.], by być bezkarnym - krzyczał Murański.
On [świadek koronny] pobił tego człowieka - wtrąciła swoje trzy grosze Jaworoicz, która także mówiła podniesionym głosem.
Spokojnie. (...) Ja nie dlatego z mecenasem Kaszewiakiem jesteśmy advocatus diaboli, że panu nie wierzymy, czy dlatego, że chcemy pana osądzić - zaczł były funkcjonariusz CBŚ.
W tym momencie Elżbieta Jaworowicz znów mu przerwała.
To po co pan diabłu służy? - rzuciła.
Wrona odpowiedział spokojnie, a Jacek Murański go przekrzykiwał.
Spokojnie, panie Jacku, spokojnie. Proszę nie krzyczeć. Nie będzie pan sądzony na zasadzie emocji. I nie będzie pan sądzony dlatego, że pan przekona mnie, pana mecenasa czy księdza, bo nie ma to żadnego znaczenia - tłumaczył.
Na tym jednak nie koniec. Podczas spotkania miała jeszcze jedna absurdalna scena. Prawnik Jacka Murańskiego wstał i... przeprosił go.
Ja powiem tylko jedno, panie Jacku. Nikt tego nie zrobił wcześniej. Ja w imieniu własnym, ale jako reprezentant zawodu prawniczego po prostu przepraszam pana za to, co zaszło, co pana dotknęło. Bo mnie może poniosły emocje, ale nikt tego panu wcześniej nie powiedział - usłyszeli widzowie.
Żona zawodnika MMA się popłakała, a obecny w studiu mecenas Kaszewiak, delikatnie mówiąc, nie wyglądał na zadowolonego. W międzyczasie widzowie usłyszeli jeszcze utwór Zbigniewa Wodeckiego "Lubię wracać tam gdzie byłem". Jeśli myślicie, że to koniec szopki, to nie widzieliście, jak został przedstawiony reportaż, którego bohaterem był Murański. Zapnijcie pasy, bo się dzieje.
O komentarz do odcinka poprosiliśmy Daniela Midasa, stand-upera, który w mediach społecznościowych publikuje prześmiewczy cykl "Szopka dla reportera".
W tej sprawie została poruszona historia pana Tomasza Komendy. Niewiarygodne, że można w takiej sprawie porównywać się do człowieka niewinnie skazanego na 18 lat więzienia - powiedział.
Midas odniósł się też do wypowiedzi księdza, który w pewnym momencie stwierdził, że wierzy Murańskiemu, bo na to wskazuje... mowa ciała zawodnika MMA.
Jacek Murański zasugerował, że walcząc i udzielając się w mediach pełni misję edukacyjną dla młodzieży. Więc pytam, w którym miejscu Murański edukuje młodzież? Gdy wyzywa ojca jakiegoś YouTubera? Gdy w pogróżkowym tonie mówi do jakiegoś młodego chłopaka, że może zaraz do niego podejść? Ja rozumiem, że Murański jest w mediach po to, żeby wywoływać emocje, ale pękła we mnie granica żenady w momencie, w którym KSIĄDZ W "SPRAWIE DLA REPORTERA" mówi, że wierzy Murańskiemu, bo Jacek Murański ma przekonującą mowę ciała!