• Link został skopiowany

Daniel Midas o "Sprawie dla reportera": To kwintesencja Polski. Sąsiad kłóci się z sąsiadem, a na koniec disco polo [PLOTEK EXCLUSIVE]

Daniel Midas zasłynął dzięki "Szopce dla reportera". Analizuje kolejne odcinki programu Elżbiety Jaworowicz i punktuje niedorzeczności tam ukazane.
Daniel Midas, Elżbieta Jaworowicz
Fot. Włodzimierz Kurowski, KAPIF

Więcej informacji na temat gwiazd polskiego show-biznesu na stronie głównej Gazeta.pl

Daniel Midas jest stand-uperem, znanym przede wszystkim jako twórca hitowego cyklu "Szopka dla reportera", która viraluje na TikToku, Instagramie czy YouTubie. Nagrania Midasa to satyryczne podsumowanie "Sprawy dla reportera". To Midas sprawił, że program Elżbiety Jaworowicz znów cieszy się oglądalnością, a Polacy mają okazję przyjrzeć się absurdom tam przedstawianym.

Zobacz wideo Tego nie da się 'odzobaczyć', czyli wpadki telewizyjne, które zapamiętamy na długo

Daniel Midas: "Sprawa dla reportera" ma drugie życie i dobrze wiem, że to ja to zacząłem

"Sprawa dla reportera" to program interwencyjny, który emitowany jest z przerwami od 1983 roku. Twarzą formatu niezmiennie jest Elżbieta Jaworowicz, która robi reportaże na temat swoich bohaterów, a następnie zaprasza ich do studia. W tym siedzą specjaliści i celebryci, którzy mają pomóc poszkodowanym. Brzmi jak poważny i wyważony format, jednak jeśli ktoś widział choć jeden odcinek programu, a powstało ich niemal 800, wie, że jest pełen awantur i absurdów. Idealny content dla socjologa albo… stand-upera. Póki co na szeroką skalę zajął się nim ten drugi - Daniel Midas. Twórca, który na TikToku ma niemal 300 tysięcy obserwatorów wziął na warsztat program Elżbiety Jaworowicz niemal rok temu. Od tego czasu nie brakuje mu materiałów do analizy. A jak się to wszystko zaczęło? Z miłości do absurdu.

Jestem fanem "Sprawy dla reportera". Bardzo lubię ten format i potrafiłem odpalić sobie odcinek, który widziałem już nawet kilka razy do sprzątania zamiast muzyki. Wiedziałem, że chcę coś o tym nagrać,  tylko nie mogłem się zebrać. Nagranie pierwszego odcinka "Szopki" wyszło ostatecznie spontanicznie. Pokazałem koleżance mój ulubiony odcinek "Sprawy dla reportera" i ona nie rozumiała, co tu może być śmiesznego. Powiedziała, że to normalne, że ktoś płacze, a tu mu śpiewają piosenkę. I ta piosenka to w sumie nic zaskakującego Powiedziałem: Nic dziwnego? To patrz. Nagrałem tiktoka. Następnego dnia było pół miliona wyświetleń. Okazało się, że te pół miliona osób też nie wiedziało, co się dzieje w tym programie.

Nagranie, podobnie jak kolejne, stało się hitem i mogły nawet wpłynąć na oglądalność formatu (choć Wirtualne Media podają, że szczyt oglądalności notowano w 2012 roku).

Moje filmy zdecydowanie wpłynęły na to, że więcej osób ogląda teraz "Sprawę dla reportera". Co czwartek na Instagramie i na Facebooku dostaje tonę wiadomości. Ludzie wysyłają mi zdjęcia, jak oglądają sobie "Sprawę dla reportera" przy winku, przy piwku. Zrobił się z tego jakiś rytuał.

Midas zdaje sobie sprawę, że jego fani (społeczność, którą nazywa pieszczotliwie Robaczkami) to w dużej mierze ludzie młodzi, którzy mają spory dystans do tego, co widzą w programie Elżbiety Jaworowicz.

Dostaje też takie wiadomości, że ktoś ogląda program z mamą albo babcią. Tylko to są dwa różne spojrzenia. Moi widzowie podczas seansu analizują, co też Midas tym razem z tego wyciągnie, tymczasem babcia zwykle patrzy na format jak na zwykły reportaż. "Sprawa dla reportera" ma drugie życie i dobrze wiem, że to ja to zacząłem - śmieje się.
 

Daniel Midas: "Sprawa dla reportera" to kwintesencja Polski

Midas nie podchodzi do formatu jako produktu, który łączy pokolenia. Choć przyznaje, że zdarzało mu się oglądać go z mamą.

Jeszcze przed laty oglądałem "Sprawę dla reportera" z mamą. Zawsze reagowaliśmy na te same momenty. Patrzyliśmy na siebie i oboje nie dowierzaliśmy, co tam się dzieje. To już nie chodzi o sam format, ale sprawy, jakie tam są ukazywane. Moja ulubiona to ta, w której sąsiad obrzucał dom sąsiada łupinami orzechów.

Absurdów jest więcej, a program, który ma charakter interwencyjny, jednocześnie jawi się jako mem.

Tam od wielu lat bardzo ciekawe rzeczy się działy. I to na poziomie formatu i spraw tam przedstawianych. Lubię oglądać ten format niezależnie od tego, czy są to starsze czy nowsze odcinki. Dla mnie "Sprawa dla reportera" to kwintesencja Polski. Sąsiad kłóci się z sąsiadem o to, że ten drugi rzuca łupinami orzechów w jego dom. Zajmuje się tym sąd, poważna instytucja. Straty szacuje na pięć złotych, a na koniec jest disco polo. Jak tak Polska nie wygląda, to już nie wiem, jak.

Kwestia nieodpowiedniego repertuaru, który pojawia się w odcinkach, często jest krytykowana przez media. Przypomnijmy, że zespół disco polo Masters zaśpiewał "Żono moja" kobiecie, która odeszła od męża. Midas zwraca uwagę, że owszem, utwory te często wprowadzane są bez wyczucia, czego dowodem są występy wyżej wspomnianych twórców. Nie brakuje też odcinków, w których niewłaściwa muzyka, jako komentarz do materiału, dodawana jest już na poziomie montażu.

 

Stand-uper dodaje jednak, że czasem takie występy mają swój cel. Zdarzali się wszak wokaliści, którzy występowali w show Elżbiety Jaworowicz, by wesprzeć zbiórkę pieniędzy przeznaczoną na cele charytatywne. Bardziej przeszkadza mu za to dobór gwiazd w roli "ekspertów".

Tam czasem są jakieś poważne sprawy, ludzkie tragedie. I przychodzi gwiazda i próbuje wypowiadać się na poważne tematy, na które moim zdaniem nie ma absolutnie żadnego pojęcia. Przychodzi Michał Wiśniewski czy Grażyna Szapołowska. A na temat tych spraw powinien wypadać się prawdziwy specjalista, jakiś socjolog, psycholog czy seksuolog.

Kiedy prokurator jedzie do ciebie w sobotę o północy

Midas zapytany o to, jak TVP reaguje na jego działalność, przyznaje, że nie otrzymał jeszcze żadnych skarg.

Staram się zwracać uwagę na to, co mówię, żeby nie pomijać ważnych kwestii zaznaczonych w programie. Podchodzę do tego rzetelnie, żeby nie było za co mnie pozwać. Nie wydaje mi się też, żeby produkcja chciała mnie pozywać, bo razem z Robaczkami kręcilibyśmy wtedy imprezę na cały internet, że TVP mnie pozwało. Tak wizerunkowo Telewizja Polska straciłaby na tym. Poza tym ja im nakręcam oglądalność.

Dodaje też i retorycznie pyta.

Czy ja ośmieszam TVP? Zasadniczo powtarzam tylko w zabawnej formie, bo przecież "Szopka dla reportera" to format satyryczny, to, co się tam wydarzyło.

Przyznaje jednak, że otrzymuje groźby od niezadowolonych bohaterów reportaży Elżbiety Jaworowicz, którzy podczas analizy konkretnych odcinków zostali przywołani w "Szopce dla reportera".

Zrobiłem kiedyś odcinek o Romach. Później mi grozili. Dostałem też bardzo poważną groźbę, żebym nie pokazywał się ze swoim stand-upem w Limanowej - śmieje się. Najsłynniejsza na Instagramie była groźba od chłopaka, który rzucał łupinami orzechów w dom sąsiada. On zaraz po premierze odcinka, o 23.00 do mnie napisał, że prokurator się tym zajmuje. Dodajmy, że to było w sobotę, więc to był zdecydowanie bardzo pracowity prokurator.

Stand-uper nie boi się też pozwów, bo zna warszawskich królów palestry. Zwłaszcza tych dobrze przygotowanych, którzy dokładnie czytają dokumenty i noszą się na czarno.

Znam dobrą kancelarię adwokacką. Jeśli bym już dostał taki pozew, to jakiś lepszy adwokat by się zajął tą sprawą.
 

Zupełnie bez związku z wyżej opisanym wątkiem dodaje też, że może mieć dobry kontakt z występującym w "Sprawie dla reportera" mecenasem Piotrem Kaszewiakiem.

Żeby dowiedzieć się, czy dobrze znam mecenasa Kaszewiaka, trzeba przyjść na mój stand-up. Powiem tylko, że Piotr jest pozytywnym człowiekiem, ma poczucie humoru. Może mówię to tylko na podstawie jego wystąpień w telewizji, może jesteśmy przyjaciółmi - usłyszeć o tym można tylko na żywo. W programie najczęściej go przywołuję, ale mam kontakt nie tylko z nim. Duża część ekspertów jest ciekawa, co ja tam wypuszczę w kolejnym odcinku.

Daniel Midas jako król stand-upu

Jeździ ze swoim repertuarem po całej Polsce, a na jego występy przychodzą tłumy. Swoje urodziny świętował w Teatrze Palladium, gdzie zorganizował stand-up i przyciągnął widownię liczącą ponad 700 osób. Zapowiada też jeszcze większy występ na warszawskim Torwarze. O puste miejsce się nie boi. Wie, że na Robaczki zawsze może liczyć (nawet na parkingu, kiedy brakuje drobnych na parkometr).

Ci ludzie chcą się ze mną spotykać, chcą zbić pionę i posłuchać co mam do powiedzenia. To niesamowita społeczność. Czy są twórcy, którzy mają więcej fanów? Tak. Ale czy są twórcy, którzy mają tak zaangażowanych fanów? Nie powiedziałabym.
 
Więcej o: