"To było naprawdę piekielne otwarcie w najgorszym możliwym wydaniu" - w krótkich, "żołnierskich" słowach Wojciech Modest Amaro podsumował pierwsze spotkanie z ekipą najnowszego "Hell's Kitchen".
" Hell's Kitchen " po raz drugi wróciło na antenę. Z tym samym zestawem wrażeń, jakie jako widzowie konsumowaliśmy w pierwszym sezonie. Mamy "piekielną kuchnię", w której władcą absolutnym jest Wojciech Modest Amaro oraz dwie drużyny: niebieskich i czerwonych, które biją się o zwycięstwo.
Już wiemy, że ta kuchnia to nie salon, raczej sala tortur, w której poza umiejętnościami kucharskimi liczy się odporność psychiczna, wzorowa organizacja pracy i zdolność do przełknięcia nawet najbardziej upokarzającej oceny szefa.
Jesteście w restauracji, którą sygnują swoim nazwiskiem i wszystko, co tu się dzieje, dzieje się naprawdę - na dzień dobry zapowiedział uczestnikom Amaro.
Znanych z pierwszej serii wrażeń było jeszcze więcej i były jeszcze silniejsze. Amaro znowu niemal terroryzował uczestników, ale tym razem miał dwóch pomocników: to znani z poprzedniego sezonu Piotr Ślusarz i Dariusz Kuźniak. Potrafili być równie brutalni, co szef.
Czy to jest k*rwa kostka? Wiesz, jak k*rwa wygląda kostka? - krzyczał Kuźniak na jednego z uczestników, który najwyraźniej miał problemy z pokrojeniem warzyw w idealną kostkę.Screen z Polsat
Inna sprawa, że poziom chaosu pośród uczestników był... (nie do opisania). Nie potrafili przyrządzić swojego popisowego dania. Nie umieli się zorganizować. Dania, które przyrządzili dla gości, nawet widziane na ekranie nie zachęcały do konsumpcji. W dodatku jedna z uczestniczek najwyraźniej znalazła się tam przez przypadek. Przyznała bowiem, że przyszła do programu, ponieważ chce pracować w telewizji.
W telewizji? Nagrodą jest praca w restauracji - oświecił ją Amaro.Screen z Polsat
Absolutny terror, jaki wprowadza w kuchni Wojciech Modest Amaro, może się podobać, lub nie. Zdecydowanie jednak nie powinien się podobać brak kompetencji uczestników drugiej polskiej edycji "Hell's Kitchen".
To było naprawdę piekielne otwarcie w najgorszym możliwym wydaniu. Wasze gotowanie było dzisiaj tak fatalne, że trudno byłoby wskazać gorszy zespół - podsumował pierwsze spotkanie Amaro.
Program w ten sposób zyskał na dynamice, ale byłoby szkoda, gdyby atrakcyjność programu wzrosła dzięki niższemu poziomowi uczestników. Jeżeli Amaro zamierza znaleźć pośród nich kogoś na miarę Łukasza Kawallera, zwycięzcy pierwszej edycji, czeka go ciężkie zadanie. Piekielnie ciężkie.
alex