Justyna Steczkowska jest aktywna zawodowo od 1992 roku. Jej znakiem charakterystycznym jest mocny jak dzwon głos. I to właśnie jej niemałe umiejętności wokalne są czasem przedmiotem niemiłych komentarzy, które spędzają jej sen z powiek. Artystka opowiedziała o tym w nowym wywiadzie dla Kanału Sportowego. Ten temat został wywołany, gdy prowadząca rozmowę Małgorzata Domagalik zapytała ją o najgorsze etykiety, jakie przyklejają jej inni. - Ja tych etykiet to mam tysiące. Takie to jest życie człowieka, który gdzieś tam jest widoczny. Chyba najbardziej to mnie wkurzały, że wyję. Jak ktoś mnie ma świadomości czym jest sopran koloraturowy - i ile wymaga pracy od człowieka - i mówi, że ja wyję kiedy wychodzę na scenę - powiedziała piosenkarka.
Justyna Steczkowska od kilku lat koncertuje regularnie i jest równocześnie w kilku trasach koncertowych. Ostatnio podziwiać ją można m.in. na koncertach z muzyką filmową. To widowisko nie przychodzi jej jak z płatka. Przy okazji zdradziła swoją słabość, którą nazwała paranoją. - Jest tam taki utwór "Dziewiąte wrota" z filmu Polańskiego. On cały czas jest w trzeciej oktawie i to jest trudne. Szczególnie jak ma się na sobie obcisłą sukienkę ściśniętą w pasie. Ja cały czas śpiewam C,E,F, itd. i to jest wysoko. Ja ściśnięta w pasie tą suknią, w którą się muszę zawsze wystroić, bo jestem Justyną Steczkowską, która ma paranoję na punkcie tego, żeby mieć zawsze obcisłą sukienkę, bo je kocham. I co mam na to poradzić? - zastanawiała się w Kanale Sportowym. I przywołała Roberta Lewandowskiego, by podkreślić abstrakcję zarzutów, które słyszy pod swoim adresem, w sytuacji, gdy tylko wykonuje świetnie swoją pracę.
Więc wychodzę i śpiewam te wysokie dźwięki. I ktoś powie mi, jakiś człowiek, który nawet na tym koncercie nie był - a gdzieś tam przyklei mi etykietkę - "a ona wciąż wyje". Jak ja mam się bronić? To tak jakby powiedzieć Lewandowskiemu: "a on wciąż strzela gole". To jest taki zarzut totalnie abstrakcyjny, bo to akurat od wokalisty wymaga naprawdę pracy, umiejętności i pracy sportowca nad swoim głosem. Dawno wyleczyłam się z tej paranoi, że muszę podobać się wszystkim ludziom
- przyznała Steczkowska przed Małgorzatą Domagalik.
Wiele treningów i emocji kosztowały ją też w ostatnich miesiącach koncerty z piosenkami Ewy Demarczyk. Warszawski spektakl w wykonaniu Steczkowskiej słuchała na widowni sama Elżbieta Zapendowska. I o ile specjalistka od emisji głosu jest oszczędna w komplementach, nad Justyną się rozpływała. - Uważam, że bardzo dobry koncert. Jedyna artystka, która w Polsce zdała egzamin z tego repertuaru na celujący. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś inny się wybronił. Jestem zachwycona i pod dużym wrażeniem tego co usłyszałam. Piękne aranże świetnych utworów. To bardzo trudny repertuar tekstowo i muzycznie. Świetny pomysł na koncert i myślę sobie, że dzięki tej płycie przetrwają te piękne piosenki Ewy Demarczyk i teraz dostaną drugie życie na kolejne pokolenia. Głos Justyny jest w życiowej świetnej formie, w ogóle się nie starzeje - powiedziała Plotkowi Elżbieta Zapendowska.