"Kuchenne Rewolucje" tym razem zaprowadziły Magdę Gessler do Ostrowca Świętokrzyskiego. To właśnie tam Pani Ania, mimo usilnych starań, bez powodzenia prowadzi jadłodajnię "Bar na Stawkach". I choć ma już w tym doświadczenie, lokal wciąż świeci pustkami i nie zarabia na siebie.
Coraz gorsza sytuacja jadłodajni źle wpływa na samą właścicielkę, która jest nie tylko zmęczona, ale też coraz bardziej podejrzliwa i sfrustrowana. Odbija się to więc i na zespole. Pani Ania skrupulatnie pilnuje godzin pracy swoich pracownic, kontroluje je i ma obsesję na punkcie czystości. Zapowiedziała nawet, że będzie udzielać upomnień w formie pisemnej. Atmosfera jest więc nieciekawa i trudna do zniesienia do tego stopnia, że to właśnie pracownice, a nie właścicielka lokalu, poprosiły znaną restauratorkę o pomoc.
Nie chce mi się tu już przychodzić do pracy. Ale lubię szefową, chciałabym jej pomóc - przyznaje jedna z nich do kamery.
Już po przekroczeniu progu restauracji okazuje się, że nie jest dobrze. Gessler nie ma nawet ochoty spróbować dań z karty.
Strasznie cuchnie! Co ja mam próbować, jeżeli tu śmierdzi - mówi z dezaprobatą.
W końcu jednak zamawia żurek i barszcz czerwony. Ten pierwszy nazywa lurą, a ten drugi wypluwa, określając mianem niejadalnego. Nie podoba jej się również obowiązująca w lokalu samoobsługa.
Ja nie będę odnosić tego gówna!
Potem przychodzi czas na kolejne dania. Flaki, które są zdaniem Gessler "szpitalne" oraz bezsmakowe gołąbki. Gulasz także zostaje skreślony przez restauratorkę.
Ilość chemii w tym gównie jest przerażająca.
Diagnoza? Brak wyobraźni. Zarówno w kwestii lokalizacji, gotowania i urządzenia wnętrza. Jaką więc receptę znalazła na to Gessler? Zanim przedstawiła ją właścicielce, postanowiła z nią porozmawiać i poznać jej motywacje.
Pani jest raczej handlarzem niż restauratorką. Pani dania są wymydlone i bez smaku. Menu jest niezdrowe. Czy Pani w ogóle wie, skąd jest mięso, które podaje Pani w restauracji? Pani w ogóle nie ma wiedzy! - podsumowała.
Uczę się - próbowała się bronić właścicielka.
Ale Pani uczy się od zera - skwitowała Gessler.
Największym problemem restauracji okazała się więc jej właścicielka. Magda Gessler dowiedziała się od pracownic, że ta nie ma do nich zaufania, oszczędza na produktach i nie daje wolnej ręki przy przyrządzaniu potraw. Gessler postanowiła więc, że najlepszym wyjściem będzie odsunięcie Pani Ani od kuchni, zwłaszcza, że z gotowaniem sobie po prostu nie radzi.
Zamiast na smaku, wolałaś skupić się na czystości. Anka, obudź się, życie Ci ucieka! Tu brakuje duszy właściciela, który wypełnia serdecznością wnętrze. Chodzi o to, że to jest... Pani wina. Ciebie się ludzie boją, zabierasz im chęć do pracy, a jesteś właścicielką!
Po tych słowach rewolucja zawisła na włosku. Pani Ania zagroziła, że opuści lokal, ale ostatecznie tego nie zrobiła i wysłuchała całego planu Gessler. Od tej pory restauracja miała się nazywać "Gospoda jagoda", a jej specjalnością miały być placki ziemniaczane z różnym dodatkami, m.in. kawiorem ze ślimaka oraz dziczyzna. Pani Ania nie podeszła do tego pomysłu z entuzjazmem.
Myślę, że Ostrowiec nie jest przygotowany na takie wyszukane dania - powiedziała.
Po przedstawieniu planu Gessler postanowiła zabrać Panią Anię na kolację, która miała pobudzić jej kubki smakowe i dać do myślenia. Już w trakcie tego wieczoru można było zaobserwować pierwsze zmiany w postawie właścicielki. Następnego dnia była już zupełnie odmieniona. Widać było zapał do pracy i zaangażowanie, co zaczęło przekładać się i na lepszą atmosferę. W końcu też w restauracji pojawiło się życie.
Goście zaproszeni na inauguracyjną kolację byli zachwyceni nowymi smakami, zwłaszcza... przyjętym bez entuzjazmu przez Panią Anię kawiorem z winniczka.
Metamorfozę można uznać za udaną.
AW