Nina Andrycz zmarła w styczniu 2014 roku. Wielka aktorka teatralna i filmowa, która wsławiła się rolami w "Warszawskiej premierze" (1950), "Uczcie Baltazara" (1954) czy "Sercu na dłoni" (2008) w reżyserii Krzysztofa Zanussiego, dożyła bardzo sędziwego wieku.
Okazuje się, że aktorka miała wielkie serce. Wyszło bowiem na jaw, że cały majątek, który zgromadziła, przepisała na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Mowa o niemałej kwocie - zostawiła około stu tysięcy złotych. Niestety, spadek nie dotarł w całości na konto fundacji. Dwa banki, w których pieniądze były zgromadzone, wysłały jedynie część ustalonej kwoty. W przypadku jednego z nich, było to 36 tysięcy, drugi natomiast przelał jedynie... 296 złotych. Sprawę skomentował rzecznik Orkiestry.
Wiemy, że przed śmiercią Niny Andrycz z jej rachunku dokonano wpłaty na jeden z funduszy tego banku. Zwróciliśmy się o te środki. Niestety, otrzymaliśmy odpowiedź, że WOŚP nie dziedziczy jednostki uczestnictwa funduszy. Tymczasem fundusz to jeden z produktów oferowanych przez bank. Tak więc środki, o których myślała Pani Andrycz jako o zdeponowanych w placówce, są dla nas niedostępne - powiedział Krzysztof Dobies w rozmowie z "Dobrym tygodniem".
Wszystko wskazuje na to, że pozostała kwota jest nie do odzyskania i nie ma szans, aby cały majątek trafił na WOŚP. Wiadomo jednak, jak zostaną zagospodarowane te środki, które faktycznie trafiły na konto fundacji. Informację przekazał "Dobremu tygodniowi" Jurek Owsiak.
Pomyśleliśmy, że najlepiej będzie przekazać pieniądze szpitalowi, w którym zmarła. Na ultrasonografy lub łóżka - powiedział.
MK
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!