Martyna Wojciechowska kocha życie na krawędzi i mało brakowało, a zapłaciłaby za to wysoką cenę. Dziennikarka i podróżniczka straciła panowanie nad swoim motocyklem i uderzyła w barierę energochłonną. Skończyło się na skomplikowanym złamaniu obojczyka, ale mogło być dużo gorzej.
Teraz mogę podzielić się z Wami tą informacją, bo już wiem, że jest i że będzie dobrze. W drodze na kolejny kraniec świata miałam wypadek motocyklowy. Chwila nieuwagi, mój błąd, niestety. Skomplikowane złamanie obojczyka z przemieszczeniem, konieczna była operacja, tytanowy implant, kilka śrub i 21 szwów... O centymetry minęłam głową barierę energochłonną, zatrzymał mnie bark. Mogę więc powiedzieć, że miałam duuużo szczęścia i bardzo to doceniam. I jeszcze bardziej wierzę w to, że Niemożliwe Nie Istnieje!
To nie pierwszy wypadek Wojciechowskiej. W poprzednim, kilka lat temu, zginął jej operator, a ona uszkodziła sobie kręgosłup. To jednak nie odbiera jej energii i entuzjazmu.
Los chciał przetrącić mi skrzydło, a teraz odrasta jeszcze silniejsze - z tytanu... A ja zamierzam latać wyżej niż kiedykolwiek! A już niedługo będę na kolejnym krańcu świata. Po to, żeby wciąż doświadczać, poznawać, pisać i realizować o tym filmy dokumentalne. Dla siebie i dla Was! Jak widzicie blizna jest konkretna, ale ja wierzę, że "Blizny są jak tatuże. Tylko że mają lepszą historię". I tego będę się trzymać zawsze :-) Wasza M.
P.S. Motocykl poszedł do kasacji. Trochę szkoda, choć to przecież najmniej istotne... Ale biorąc pod uwagę, że jednośladami jeżdżę od 10 roku życia i mam za sobą ponad 30 sezonów motocyklowych (a to pierwszy tak poważny w skutkach wypadek), to i tak statystykę mam dobrą :-). Poza tym motocykle są wspaniałe, to ludzie popełniają błędy!
I na dowód, że wszystko już u niej dobrze, Wojciechowska zamieściła swoje zdjęcie zrobione po operacji. Mimo blizny i zapewne bólu, uśmiecha się.
WJ