To był sensacyjny news zeszłorocznej kampanii wyborczej. Walczący o głosy dla dwóch różnych partii Barbara Nowacka i Adrian Zandberg byli w czasach studenckich parą . Informacji nie skomentowało żadne z nich. Teraz polityczka przerwała w końcu milczenie na łamach "Dużego formatu". Czym urzekł ją cztery lata młodszy student?
Zaciekawił mnie: intelekt, wiedza, umiejętność jej używania - to mi się w ludziach podoba. Miał 18 lat, był o cztery lata młodszy, taki chłopiec jeszcze. Żywy, wesoły, serdecznie mnie bawił. Nie mieszkaliśmy razem. Często się spóźniał albo kłócił do upadłego, by postawić na swoim, a jak czegoś nie wiedział, to błyskotliwie wymyślał. Kiedyś dyskutował zaciekle o cytacie z Marksa, podawał numer strony i datę wydania. Po czym ze śmiechem przyznawał, że takiego wydania nigdy nie było. Ale ludzie nabierali się. Był duży, trochę nieporadny, tu coś połamał, tam przewrócił. W tym wszystkim to porządny, dobry człowiek.
Związek rozpadł się po trzech latach, ale Nowacka i Zandberg nie zerwali całkowicie kontaktu. Oprócz tego, że spotkali się na politycznej scenie, ona jako liderka Zjednoczonej Lewicy, on z ramienia partii Razem, oboje pracują też w Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych. Nowacka jest tam kanclerzem, jej ojciec - rektorem. Nie ukrywa, że pomogła dawnemu partnerowi zdobyć pracę wykładowcy:
Adrian prowadzi tu zajęcia. Jest doktorem historii, ale żyje z informatyki. Jest zdolnym programistą. Ściągnęliśmy go tu kilka lat temu, bo jest dobrym wykładowcą, a ciężko też z doktoratem z historii znaleźć pracę - zaznaczyła Nowacka.
WJ