Może za kilkanaście lat o Kate Winslet będzie się mówiło jako o tej, której "NIE" zmieniło oblicze przemysłu reklamowego i edytorskiego. L'Oréal zaproponowało aktorce kampanię reklamową kosmetyków Lancome, znaną na całym świecie marką kosmetyczną. Ta, nim jednak podpisała kontrakt, postawiła ważny i przełomowy warunek: żadnego retuszu zdjęć.
Mogę mówić tylko za siebie i tylko sama mogę zrobić rzeczy, które ja uważam za ważne - tłumaczyła swoje stanowisko w rozmowie z E!News. - Mam nadzieję, że inni też podążą tym torem, bo to jest naprawdę ważne. Uważam, że jesteśmy odpowiedzialni za młode pokolenie kobiet. - One oglądają magazyny i zaczynają myśleć, że tak właśnie wyglądają kobiety sukcesu, więc chcą też takie być. Ja natomiast o sobie zawsze chciałabym mówić prawdę nowemu pokoleniu, bo ono potrzebuje mocnych liderów. Jesteśmy za nie odpowiedzialni.
Jeśli chodzi o kampanię Lancome to obawy Winslet są w pełni uzasadnione. Cztery lata temu - właśnie z powodu zbyt agresywnego retuszu - ich reklama z Julią Roberts została zakazana.
Kate Winslet dmucha na zimne, bo sama ma jasne i twarde poglądy na kwestię graficznego poprawiania zdjęć. Na swoim koncie ma już kilka batalii z edytorami, którzy publikowali zbyt wyphotoshopowane zdjęcia. Wszystko zaczęło się od okładki "GQ" z 2003.
Retusz był nadmierny. Ja tak nie wyglądam, ani wcale nie chcę tak wyglądać - mówiła wtedy dla "Hello! Magazine". - Mam zdjęcie polaroid z tamtej sesji. Fotograf mi je dał. I mogę stwierdzić z całą pewnością, że odchudzili moje nogi o jedną trzecią.
Dziesięć lat później znów przyszło nam oglądać zdjęcia Winslet, na których aż ciężko było ją rozpoznać. Tym razem chodziło o okładkę amerykańskiego "Vogue'a"
Mam zmarszczki, które są wręcz oczywiste - mówiła w 2006 "Harper's Bazaar". - Kiedy więc patrzę zwłaszcza np na plakat filmowy, mówię: "Hej, chłopaki chyba wyretuszowaliście moje czoło, możecie to zmienić?". Wolę już być kobietą, o której mówią, że ma starą twarz niż z kamienia.
karo