Kacper Tekieli zginął w szwajcarskich górach 17 maja. Miał 38 lat. Alpinista wspinał się samotnie na jeden z najbardziej znanych szczytów Alp Szwajcarskich, Jungfrau, który mierzy aż 4158 m n.p.m. Jego marzeniem było zdobycie wszystkich czterotysięczników. Sportowiec osierocił półtorarocznego syna. "Bardzo również proszę o uszanowanie prywatności Hugotka, najbliższej rodziny i zrozumienie naszego bólu i straty" - pisała w sieci Justyna Kowalczyk. 30 maja bliscy wspinacza uczestniczyli w jego ostatnim pożegnaniu.
Justyna Kowalczyk apelowała też, by żałobnicy zamiast kwiatów, wpłacili datki na schronisko "Promyk" w Gdańsku, które wspierał jej zmarły mąż. W dniu pogrzebu Kacpra Tekielego, Justyna Kowalczyk pojawiła się na cmentarzu godzinę przed rozpoczęciem ceremonii, gdyż urnę z prochami alpinisty ustawiono na katafalku w kaplicy już o godz. 13.00. Ozdobił ją, charakterystyczny dla miłośników gór i wspinaczy kamienny kopczyk. Tego typu piramidy pozostawione na szlakach wskazują miejsce śmierci wędrowców, którzy zginęli w górach. Poza tym pełnią także funkcję nawigacyjną, ułatwiając poruszanie się turystom w trudnym terenie.
To nie jedyny symboliczny motyw na pogrzebie zmarłego Tekielego. Jak podał "Fakt", na tabliczce pogrzebowej bliscy zdecydowali się umieścić nie tylko imię i nazwisko, datę urodzenia i śmierci zmarłego. Zacytowali też słowa, które zaraz po śmierci męża opublikowała w internecie pogrążona w żałobie Justyna Kowalczyk. "Był najcudowniejszy" - widnieje dopisek na tabliczce.
Mąż mistrzyni olimpijskiej spoczął w otoczonej drzewami alei z maleńkimi mogiłami, gdzie pochowane są dzieci. To bardzo symboliczne. W miejscu, w którym złożono urnę z jego prochami, w latach 60. XX wieku pochowano malutkie dziecko z rodziny alpinisty. Przy grobie można było usłyszeć utwór Krystyny Prońko - "Jesteś lekiem na całe zło".
Na pogrzebie alpinisty pojawili się również pracownicy gdańskiego schroniska dla zwierząt. "Był u nas kilka tygodni temu, wraz z kolegą, przyjechał do schroniska busem wypełnionym karmą dla zwierząt. Nie przedstawiał się, kim jest, poznaliśmy go po tym niesamowitym, pięknym, szczerym i czarującym uśmiechu. Naszym podopiecznym pomagał zupełnie bezinteresownie, nie robił przy tym zdjęć, nigdzie się tym nie chwalił. To było coś pięknego" - mówiła "Faktowi" Emilia Salach, zastępca dyrektora gdańskiego zoo, nadzorująca pracę schroniska dla zwierząt "Promyk", kilka dni przed ceremonią. Wdzięczni za jego dobre serce, pracownicy schroniska zostawili na grobie pluszaki, symbolizujące schronisko, psa i kota.