Barron Trump w ostatnim czasie cieszy się w mediach sporym zainteresowaniem. Syn obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych pojawił się w styczniu na zaprzysiężeniu swojego ojca. Wszyscy zwracali wtedy uwagę na jego... wzrost. Jak wiadomo, młody Trump ma ponad dwa metry. Teraz ponownie głośno zrobiło się o Barronie, tym razem z zupełnie innego powodu.
Kontrowersyjnego wywiadu dla "Vanity Fair" udzieliła Kaya Walker, przewodnicząca grupy republikanów na Uniwersytecie Nowojorskim. To właśnie na tej uczelni naukę podjął 18-letni Trump. Kobieta stwierdziła, że najmłodszy syn prezydenta jest... dziwakiem. "Jest trochę jak dziwadło na kampusie. Chodzi na zajęcia, wraca do domu" - mówiła. Nie wszystkim spodobały się jej słowa. Członkowie College Republicans of America uznali wypowiedź Walker za "nieodpowiednią". Kobieta była zmuszona złożyć rezygnację. Jednocześnie zapewniono, że opinia byłej przewodniczącej nie odzwierciedla wartości całej grupy. By załagodzić sytuację, Barron został zaproszony do współpracy z organizacją. "Barron Trump reprezentuje przyszłość ruchu konserwatywnego i bylibyśmy zaszczyceni, gdyby dołączył do College Republicans of America. Silne przywództwo opiera się na odporności, odwadze i pokorze, dzięki którym można wznieść się ponad małostkową wrogość - cechach, które Barron już zademonstrował " - czytamy na portalu Daily Mail.
Dziennikarze "Vanity Fair" rozmawiali ze studentami Uniwersytetu Nowojorskiego na temat syna prezydenta. Okazuje się, że również koledzy nie wypowiadają się o nim dobrze. Barron ma być bardzo skryty. Trudno się z nim porozumieć, a kontakt z innymi studentami ma utrzymywać głównie online, przez platformę Discord. O komentarz pokusił się także jeden z profesorów. "On naprawdę tu nie pasuje" - stwierdził. Jak wiadomo, młody Trump raczej nie ma wielu okazji do rozmów z rówieśnikami. Na kampus przyjeżdża w konwoju pięciu SUV-ów i bez przerwy jest otoczony agentami Secret Service.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!