Krzysztof Kiersznowski, choć się jąkał - został aktorem i to "wbrew światu". Mówił o sobie: Jestem socjopatą

Krzysztof Kiersznowski zagrał w przeszło 80 produkcjach telewizyjnych, filmowych i teatralnych. Publiczność najbardziej kojarzy go z rolą Wąskiego w "Kilerze" i Nuty w "Vabanku".

Krzysztof Kiersznowski, aktor telewizyjny, teatralny i filmowy zmarł w niedzielę, 24 października 2021 r. Miał 70 lat. W styczniu 2019 r., przed premierą filmu "Underdog", udzielił wywiadu dla Gazeta.pl, w którym wspominał, jak został aktorem i, co sprawia, że odnajduje się w komediowych rolach.

Zobacz wideo Niewyjaśnione śmierci gwiazd

Najnowsze newsy na temat znanych i lubianych aktorów polskiego kina znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Stróż prawa czy złoczyńca? Kiersznowski: Właściwie to wszystko mi jedno

Krzysztof Kiersznowski jest kojarzony głównie z bohaterami mającymi na bakier z prawem. 

Rzeczywiście, reżyserzy chętniej obsadzają mnie w takich rolach. Byłem złodziejem, mafiosem, bandytą - mówił w rozmowie z Angeliką Swobodą dla Gazeta.pl.

Jednak zapytany o to, którą z ról preferuje bardziej - stróża prawa czy złoczyńcy, odpowiedział, że właściwie jest mu wszystko jedno. 

Istotne jest raczej to, z kim się gra i czy rola jest dobra. Ale jeśli miałbym określić, do którego typu postaci jest mi bliżej jako człowiekowi, to wybrałbym policjanta - dodał.

Jak przyznał wówczas Kiersznowski, jeszcze kilka lat temu chętnie szarżowałby na drodze, wyprzedzając jeden samochód za drugim. Ostatnio wolał jeździć spokojniej, jak sam określił "pokornie". Na pytanie dziennikarki o to, czy dojrzał, aktor odpowiedział:

Dojrzał to może za duże słowo. Raczej się zestarzałem. I myślę o konsekwencjach swojego postępowania.

Do 16. roku życia Kiersznowski bywał agresywny, dużo czasu spędzał na ulicy, "lubił" wdawać się w bójki. Często też wagarował. Dwa razy powtarzał tę samą klasę - w dziesiątej miał siedem jedynek na koniec roku. Potem mu przeszło.

Dzięki Bogu, bo wszyscy moi koledzy z podwórka albo już nie żyją, bo umarli z nędzy czy przez wódkę, albo siedzą w więzieniu. Dwóch zmarło właśnie w więzieniu - przyznał w rozmowie.

Co było powodem? Kobieta, a jakże! Wystarczyło jedno spotkanie, jedna randka, by Krzysztof Kiersznowski nie poszedł na ustawkę, tylko na spacer w Łazienkach. 

To właśnie ta dziewczyna, nie mając o tym pojęcia, odciągnęła mnie od niebezpiecznego, jak się potem okazało, towarzystwa - dodał aktor.

Krzysztof Kiersznowski nie żyje. O sobie mówił: Jestem socjopatą

Krzysztof Kiersznowski w rozmowie z Gazeta.pl przyznał, że unika spotkań z ludźmi. Nigdy na trzeźwo nie podszedł do kobiety, która mu się spodobała, nie zaprosił jej na kawę.

Wie pani, ja jestem socjopatą. W towarzystwie czuję się fatalnie, jestem skrępowany - powiedział.

Aktor nie wiedział, czemu jest tak często obsadzany w komediach. Sam siebie postrzegał, jako człowieka dość ponurego. W chwili swojego debiutu, w 1977 r. przyznał, że:

Nikt by o mnie nie powiedział, że na starość - czy może lepiej: w dojrzałym wieku - zostanę aktorem komediowym. To się stało samo.

Krzysztof Kiersznowski o byciu aktorem: Moja matka marzenie przelała na mnie. To było debilne, bo się jąkałem

Jak to się stało, że Krzysztof Kiersznowski został aktorem? Prowodyrką była jego matka, która od dziecka chciała stać na scenie. Uniemożliwiła jej to wojna. 

W każdej rozmowie z koleżankami czy ciotkami padały jej słowa: "Mój Krzyś to będzie aktorem". Co było o tyle debilne, że ja się jąkałem. Po ojcu - wyznał aktor.

Ostatecznie jednak matka miała rację. Jak sam przyznał "trochę wbrew światu". Sąsiadem Kiersznowskich był August Kowalczyk, dyrektor Teatru Polskiego. Młody Krzysztof poprosił go, by pomógł mu zostać aktorem. Kowalczyk skierował go do profesora Popioła, który był wówczas wykładowcą dykcji w warszawskiej szkole teatralnej. Zlecał mu szereg ćwiczeń, które aktor robił przez rok.

Jedno polegało na tym, że miałem kupić bez jąkania się bilet w kiosku. "Dopóki nie powiesz pełnym zdaniem, nie kupuj. Idź do następnego kiosku wzdłuż swojej trasy" - poinstruował mnie profesor. Raz tak zaszedłem z Ochoty aż na Żoliborz. Próbowałem w kilkunastu kioskach i wreszcie się udało. Dojechałem do dziadków, a gdy od nich wracałem, jąkanie już mi przeszło - przyznał. 

Aktor drugoplanowy? Kiersznowskiemu nigdy to nie przeszkadzało

Kiersznowski rzadko grywał pierwszoplanowe role, ale nie miał z tym problemu. Choć, jak powiedział o sobie, nigdy nie należał do aktorów, którym "scenariusze walałaby się po podłodze", to jednak "każdy aktor chciałby grać główne role".

Ale nie zawsze jest tak, że ta główna rola jest najciekawsza. Weźmy na przykład serial "Stawka większa niż życie". Główna rola żadna, a ten, który grał Brunera! To była genialna kreacja. Gdy byłem dzieckiem i bawiliśmy się w wojnę, to ja zawsze byłem właśnie Brunerem - wspominał Krzysztof Kiersznowski.

Po komplemencie, że rola Wąskiego w "Kilerze" udała mu się znakomicie, aktor przyznał, że nie ma w tym jego zasługi. W jego opinii o sukcesie świadczył tutaj dobry scenariusz oraz obsada w postaci m.in. Cezarego Pazury, Jerzego Stuhra czy Janusza Rewińskiego.

Zresztą gdyby ktoś inny grał Siarę, efekt nie byłby tak dobry. My się z Januszem znaliśmy wiele lat wcześniej, kiedyś występowaliśmy razem w kabarecie. Siła naszej dwójki polegała na tym, że on zawsze traktował mnie jak zło konieczne, a ja byłem mu podległy - przyznał.
Więcej o: