"Zmusiła mnie pani, żebym o pani myślał" - mówi do Marty bohater w filmie "Pociąg" grany przez Leona Niemczyka. W kobietę, do której kieruje te słowa, wcieliła się właśnie Lucyna Winnicka. I wielu - z reżyserem "Pociągu", Jerzym Kawalerowiczem na czele - mogłoby do niej tak powiedzieć. Bo choć Winnicka nie była tzw. klasyczną pięknością, a Kawalerowicz na początku znajomości porównał jej twarz do "rozdeptanego mopsa", miała w sobie nieuchwytny czar, który niczym magnes przyciągał mężczyzn. Związek pary prywatnie pełen był zawirowań, ale zawodowo współpraca tych dwojga zaowocowała kreacjami, które wyniosły ją na szczyt. Tajemnicza, wcielająca się w nieoczywiste, lekko szalone postaci była prawdziwym zjawiskiem. Ale choć jej talent doceniono nie tylko w kraju, ale też za granicą, aktorka zmarła zapomniana, w domu spokojnej starości.
Lucyna Winnicka przyszła na świat w Warszawie 14 lipca 1928 roku. Pochodziła z rodziny o szlacheckich korzeniach. Ojciec dziewczynki był adwokatem, rodzice zadbali o to, aby córka odebrała solidne wykształcenie. Przed wojną Lucyna uczęszczała do szkoły im. Cecylii Plater-Zyberkówny, postrzeganej jako jedną z najlepszych i zarazem najdroższych w stolicy. Następnie trafiła do cieszącego się świetną renomą liceum Reytana, wreszcie na Wydział Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Delikatna blondynka początkowo wcale nie wiązała swojej przyszłości z aktorstwem. Ale jak sama podkreślała, będąc zodiakalnym Rakiem, często zmieniała decyzje i plany na przyszłość. Dlatego, choć początkowo drwiła z sugestii, że powinna spróbować swoich sił na ekranie, po ukończeniu prawa postanowiła zdawać do warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej.
Na PWST szybko okazało się, że panna Winnicka ma talent. Nic więc dziwnego, że kiedy do szkoły przyjechała ekipa filmowa poszukująca odtwórczyni jednej z ról, na zdjęcia próbne zaproszono właśnie Lucynę.
Zostałam wraz z dwiema koleżankami zaproszona na zdjęcia próbne do roli Madzi. Zwróciłam na Jerzego uwagę, miał w sobie siłę, (...) z daleka można było wyczuć dużą indywidualność" - wspominała aktorka w jednym z wywiadów.
Ale kiedy reżyser Jerzy Kawalerowicz zobaczył młodą aktorkę, delikatnie mówiąc, nie był nią zachwycony. Ponoć powiedział do kolegi, że Lucyna ma "tłustą twarz", która jego zdaniem upodabniała ją do "rozdeptanego mopsa". Ale kiedy aktorka weszła w rolę, Kawalerowicz natychmiast zapomniał o swoich wcześniejszych obiekcjach. Bez zastanowienia dał Winnickiej rolę Madzi w filmie "Pod Gwiazdą frygijską". Wkrótce potem okazało się, że ich współpraca nie ograniczy się do jednego filmu.
Choć nie była klasyczną pięknością, elegancka, powściągliwa, zachwycająca wrodzoną klasą Lucyna Winnicka miała w sobie coś magnetycznego. Jako jeden z pierwszych dostrzegł to starszy od niej o sześć lat Jerzy Kawalerowicz. Reżyser, w przyszłości nazywany "królem polskiego kina", w Winnickiej widział godną siebie królową. Tak też wkrótce zaczęto ją nazywać. Na status "królowej polskiego kina" zapracowała sobie ona rolami w filmach swojego męża. Bo choć Kawalerowicz, poznając ją, miał żonę i dwójkę dzieci, dla nowej ukochanej wziął rozwód i postanowił ułożyć sobie z nią życie od nowa. Wcześniej regularnie do kochanki kursował z Łodzi do Szczecina nocnymi pociągami. Podczas jednej z tych podróży w głowie reżysera narodził się pomysł na film. W główną rolę w dramacie "Pociąg" miała się wcielić oczywiście Lucyna Winnicka. Aktorka wygłasza w filmie słynną kwestię:
Nikt nie chce kochać, wszyscy chcą być kochani.
Ale choć ona była kochana przez Kawalerowicza, reżyser bardzo zwracał uwagę na to, by nie faworyzować jej na planie. Podczas zdjęć traktował ją chłodno, wręcz obcesowo. Ale i tak znaleźli się tacy, którzy mówili, że Winnicka to "żona obsadzana, bo jest żoną". Wśród niechętnych jej osób znalazła się m.in. aktorka Teresa Szmigielówna. Jej antypatia bazowała na zazdrości - Szmigielówna początkowo miała zagrać w "Pociągu" większą rolę. Ale na prośbę Winnickiej Kawalerowicz zmontował film inaczej - tak, aby rola jego ukochanej była najważniejsza. Teresa Szmigielówna po latach wyznała gorzko:
Miałam zagrać inną rolę, niż grałam na planie, a na premierze zobaczyłam jeszcze inną.
Film i rola Winnickiej zostały obsypane nagrodami, m.in. na festiwalu w Wenecji. Słynny reżyser Martin Scorsese, widząc film po latach, określił go jako arcydzieło. Tymczasem Lucyna Winnicka wyszła za Jerzego Kawalerowicza. Para doczekała się dwójki dzieci. A zawodowo stworzyli kolejne świetne dzieło. Film "Matka Joanna od Aniołów" umocnił pozycję Winnickiej jako świetnej aktorki. Ale choć zachwycano się jej rolą, film opowiadający o opętaniu zakonnic nie spodobał się kościołowi katolickiemu. Biuro Episkopatu Polski uznało, że "film Kawalerowicza wprost lub pośrednio występuje przeciwko chrześcijańskim zasadom wiary i obyczajów". Biskupi naciskali więc na cenzurę, aby zablokowała pokazy "Matki Joanny". Ale PRL-owskim władzom film pokazujący ciemną stronę kościoła był bardzo na rękę, nikt nie zamierzał więc kiwnąć w jego sprawie palcem.
Film został świetnie przyjęty - za swoją kreację Lucyna Winnicka otrzymała Kryształową Gwiazdę na Festiwalu w Cannes jako najlepsza aktorka zagraniczna, a rok później - nagrodę na festiwalu filmowym w Panamie. Mówi się jednak, że skandal związany z filmem spowodował, że otrzymał Grand Prix, a nie Złotą Palmę.
Tymczasem nad małżeństwem Kawalerowiczów zaczęły zbierać się ciemne chmury. Jerzy Kawalerowicz wyjechał do Włoch na plan filmu "Maddalena", do którego muzykę stworzył sam Ennio Morricone. W czasie pracy nad filmem okazało się, że wizje Kawalerowicza i włoskiego producenta są od siebie bardzo odległe. Podobną za to mieli wrażliwość na kobiece wdzięki, o czym producent przekonał się w niezbyt miły sposób po tym, jak Kawalerowicz wdał się w romans z jego partnerką i zarazem odtwórczynią tytułowej roli w filmie - Lisą Gastoni. Kiedy wieść o tym dotarła do Lucyny Winnickiej, aktorka natychmiast udała się do Rzymu. Mąż wrócił z nią do Warszawy, ale zdrada pozostawiła na ich związku rysę. Para rozstała się w 1977 roku. Jerzy Kawalerowicz po pewnym czasie znów się ożenił ze scenografką Magdaleną Dipont, ale Lucyna Winnicka nie wyszła powtórnie za mąż.
To było piękne uczucie, które przerodziło się w przyjaźń - mówiła po latach o swoim małżeństwie aktorka.
Lucyna Winnicka jeszcze przed rozwodem z Jerzym Kawalerowiczem zdecydowała się zakończyć karierę filmową. Swoją niezrozumiałą dla wielu decyzję motywowała następująco: "Bałam się, że w którymś momencie mogę odczuć wewnętrzną pustkę i postanowiłam zmienić swoje życie". A wywiadzie dla "Polityki" dodała: "Szłam po niewłaściwych torach. Przyglądałam się wzajemnemu podgryzaniu i oskarżaniu o kradzież ról, nie umiałam walczyć o swoje, zamykałam się w skorupie".
Zmiana była ogromna, bo Lucyna Winnicka nie tylko przestała pojawiać się na ekranie, ale postanowiła poświęcić się podróżom i pisaniu reportaży z odwiedzanych miejsc - Japonii, Nepalu i Indii, gdzie mieszała w aśramie. Narodzona tam fascynacja filozofią wschodu na stałe zagościła w życiu Lucyny Winnickiej wraz z pasją do medycyny naturalnej i jogi. Wszystkie te, bardzo egzotyczne w PRL-u hobby zaczęła popularyzować w Polsce. W 1977 roku założyła "Akademię Dobrego Życia", jedną z pierwszych samopomocowych organizacji. Medycynę naturalną Lucyna Winnicka uważała za remedium na wiele dolegliwości fizycznych i psychicznych. Aktorka przekonywała, że może być ona skuteczna również w terapii uzależnień, co próbowała udowodnić, nawiązując współpracę z Markiem Kotańskim, założycielem Monaru. Winnicka była też jedną z założycielek Transparency International Polska - organizacji walczącej z korupcją.
Na początku nowego millennium u Lucyny Winnickiej zaczęły się pojawiać niepokojące objawy. Lekarze zdiagnozowali u aktorki postępującą demencję. Pogarszające się problemy z pamięcią sprawiły, że pani Lucyna nie mogła już samotnie mieszkać. Musiała więc zamienić piękne warszawskie mieszkanie na Żoliborzu na dom opieki w Palmirach. Tygodnik "Na żywo", który odwiedził tam aktorkę w 2009 roku, relacjonował, że kobieta mieszka w złych warunkach i pogrąża się w depresji.
Odwiedziliśmy ją w Palmirach. Siedziała w świetlicy nad szklanką herbaty. Nieruchoma, milcząca, nieobecny wzrok... Jeszcze niedawno prowadziła z przyjaciółmi długie rozmowy przez telefon, teraz sprawia wrażenie osoby cierpiącej na depresję - pisali dziennikarze tygodnika.
Przyjaciele aktorki próbowali zorganizować jej przeniesienie do Domu Aktora Weterana w Skolimowie. Nie zdążyli. Lucyna Winnicka zmarła 22 stycznia 2013 roku.
Moja biografia zawierałaby wiele wątków. Dzięki kinu zdobyłam jakiś kawałek nieśmiertelności. Gdy będę leżała w grobie, ludzie będą mnie widzieli żywą, ładną i młodą. Ale najważniejszym wątkiem byłoby życie z Jerzym Kawalerowiczem. To on nauczył mnie aktorstwa filmowego - mówiła w jednym z ostatnich wywiadów Lucyna Winnicka.