Od dwóch dni w Los Angeles wrze. Wszystko przez to, że Urząd ds. Imigracji i Egzekwowania Ceł (ICE) zatrzymał 44 imigrantów. W mieście wybuchły protesty i od piątku 6 czerwca na ulicach trwają regularne przepychanki. Do tego wszystkiego zainterweniował Donald Trump, który zdecydował o wysłaniu do Los Angeles dwóch tysięcy członków Gwardii Narodowej. To wszystko prosto z ulic amerykańskiego miasta relacjonowała australijska korespondentka. Nagle doszło do szokującego zdarzenia.
Początkowo protesty w Los Angeles miały charakter pokojowy, ale sytuacja zaczęła się zaostrzać. Niektóre z nich zaczęły przeradzać się w starcia, podczas których funkcjonariusze użyli gazu łzawiącego, a do tego zaczęli strzelać do demonstrantów. Najwyraźniej wtedy doszło też do wypadku z udziałem dziennikarki Lauren Tomasi.
Australijska korespondentka relacjonowała przed kamerą na żywo wydarzenia prosto z ulic Los Angeles. Na nagraniu udostępnionym w serwisie Youtube widać wyraźnie, że dziennikarka stoi w znacznej odległości od protestującego tłumu. W tle stoi natomiast grupa zamaskowanych funkcjonariuszy. Nagle jeden z nich odwraca się w stronę dziennikarki i strzela prosto w nią! Kobieta upada, słychać przerażony głos operatora kamery. "K***a, właśnie postrzeliłeś dziennikarkę! Wszystko w porządku?" - krzyknął. Stacja 9News, dla której pracuje Lauren Tomasi, poinformowała, że dziennikarka jest obolała, ale nic jej się nie stało. Funkcjonariusz strzelił do niej bowiem gumową kulką.
Głos w sprawie protestów zabrał już Tom Homan, zastępca dyrektora wykonawczego ds. egzekwowania prawa i operacji deportacyjnych Białego Domu, który w rozmowie z NBC wprost stwierdził, że zamieszki mogą skończyć się tragicznie. "To kwestia czasu, zanim ktoś zostanie poważnie ranny... Jeśli ta przemoc będzie trwała, ktoś straci życie" - powiedział. Do tego zapewnił, że obecność Gwardii Narodowej w Los Angeles ma na celu "ochronę bezpieczeństwa publicznego".