Stanisław Tym był legendą polskiego kina. Aktor zagrał w wielu kultowych produkcjach taki jak: "Miś", "Rozmowy kontrolowane" oraz "Rejs". Niestety, satyryk odszedł 6 grudnia. Wcześniej przez dłuższy czas zmagał się z chorobą i przebywał w szpitalu. Nie zapomniał jednak o pupilach, które zostawił pod opieką gosposi. Wspomnieniami związanymi z Tymem podzieliła się jego sąsiadka.
Aktor przez lata zamieszkiwał we wsi Zakąty nad jeziorem Wigry na Suwalszczyźnie. Gosposia, która zajmowała się domem Tyma, wspomina o tym, że bardzo dbał o psy, które przygarniał. Mimo że przed śmiercią przebywał w szpitalu, codziennie prosił o głaskanie pupili. "Tego za uchem, tego poklepać, a tego pod brodą" - wyjawiła gosposia, powstrzymując łzy w rozmowie z "Super Expressem". "Bardzo tęsknił do swojego domu, do swojego biurka, do sąsiadów i oczywiście do swoich psów. A jak on te psy kochał! On miał tam cały psi przytułek. I to nie takich rasowych, jak ludzie z Warszawy, że takie niby rasowe, piękne. Nie! On takie kundle pokaleczone, wyrzutki zbierał i dawał im dom" - mówiła sąsiadka.
Kobieta wspominała również, że satyryk był bardzo przywiązany do wsi, w której mieszkał. "Nigdy, przenigdy nie skarżył się ani o nie opowiadał o chorobach. To był taki prawdziwy mężczyzna. Wrażliwy, ale twardy! Często dzwonił do nas, i chciał wiedzieć, co tu się dzieje. 'Umieram bez moich Zakątów' - mówił, o czym poinformowała "Super Express" sąsiadka.
PRZECZYTAJ WIĘCEJ: Matylda Damięcka z wyjątkową grafiką w hołdzie dla Stanisława Tyma. Łamie serce
Aktor był nie tylko uwielbiany przez polską publiczność. Prywatnie również cieszył się opinią serdecznego i pomocnego. "Stasiek to był nasz prywatny anioł! Zawsze pomocny, zawsze serdeczny. Taki z sercem na dłoni. Jak przechodził obok, to zawsze miał czas pogadać. I to nie tak na odczepnego, ale zawsze o wszystko wypytał, interesował się, sam opowiadał" - wyjawiła 75-letnia Wanda Wasilewska. "Stanisław, sam już był bardzo schorowany, z Warszawy, jak się dowiedział, to zadzwonił, popłakał ze mną, i przysłał pieniądze, jak się wieś na msze zrzuciła. Taki to był człowiek" - dodała sąsiadka Tyma. "Często pomagał. Bywało, że cały dzień z nami w polu snopki zbierał. A potem jedliśmy razem obiad. Na imieniny i urodziny się zapraszaliśmy. Zawsze coś się zjadło, wypiło, pośpiewało..." - wspominała, pociągając nosem. "Cała wieś płacze" - czytamy w "Super Expressie"