Paulina Hornik jest influencerką i interesuje się kosmetologią. Jej konto na TikToku obserwuje ponad 805 tys. osób. Z kolei na Instagramie zgromadziła 379 tys. obserwatorów. Pół roku temu poinformowała, że znalazła pracę na pełen etat i zatrudniła się w SPA jako masażystka i kosmetolożka. Po kilku miesiącach jednak się zwolniła. Teraz zdradza, że praca była "zbyt ciężka".
Paulina Hornik w jednym z najnowszych nagrań na TikToku poinformowała obserwatorów, że odeszła z pracy w SPA. Początkowo mówiła o byłej pracy w samych superlatywach. - Przez pół roku pracowałam w spa jako masażystka i kosmetolog. Zajmowałam się tam zabiegami na twarz, na ciało, masażami. Praca sama w sobie sprawiała mi dużo frajdy i naprawdę lubiłam to, co robię. Miałam bardzo duże możliwości rozwoju, więc dla kosmetologów to jest super. Polecam wam pracę w SPA, bo tam nauczycie się wszystkiego i będziecie mogli podjąć decyzję, co dalej chcecie robić - opowiadała. Dlaczego więc 27-latka złożyła wypowiedzenie? Stwierdziła, że skoro praca stała się zbyt ciężka, to lepiej odejść i dać szansę innym.
Myślę, że nawet dalej mogłabym pracować w SPA, ale po prostu w pewnym momencie masaże zrobiły się dla mnie bardzo ciężkie
- powiedziała. - Uważam, że jeśli w jakimś miejscu czujemy się źle, to lepiej jest po prostu odejść i dać szansę komuś innemu - dodała influencerka. Po chwili oddała się kolejnym refleksjom. - Miałam koleżanki, które lubią robić masaże i im to sprawia ogromną frajdę. Mnie niestety przestało i nie chciałam, żeby ludzie czuli się jakoś niekomfortowo u mnie. Chciałam się skupić bardziej na mediach, ale jedna rzecz mi nie wypaliła - usłyszeliśmy.
PRZECZYTAJ WIĘCEJ: Caroline Derpieński oświadcza: Dolarsy wróciły. Wspomina o nowym "Dżaku"
Kiedy Paulina Hornik kilka miesięcy temu informowała obserwatorów, że znalazła zatrudnienie na pełen etat, wyliczała plusy i minusy ośmiogodzinnego systemu pracy. Narzekała wówczas, że ma "mało czasu wolnego". - Nie mam już tyle czasu, jak kiedyś i nie mogę być tak elastyczna, żeby spotkać się z kimś z dnia na dzień - opowiadała. Problemem było też zmęczenie. Internauci nie mieli wówczas dla niej litości. Ironizowali, że "odkryła, jak wygląda normalne życie". Oburzona influencerka opublikowała wówczas kolejne nagranie. - Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiecie, iż macie wybór. Żyjemy w XXI wieku, gdzie dzieciaki potrafią sprzedawać rzeczy w internecie i zarabiać na tym pięć lub sześć tys. miesięcznie. To, że wy chodzicie do pracy na 12 godzin pięć albo sześć dni w tygodniu, to nie jest wasz przymus. (...) Jeżeli wy przychodzicie do pracy i narzekacie, jak wam nie jest ciężko i macie słabe życie, to zmieńcie to po prostu - radziła.