Elżbieta Zającówna zmarła 28 października, a jej pogrzeb odbył się kilka dni później w Krakowie. Gwiazda "Vabank" spoczęła na cmentarzu Grębałów. Podczas pożegnalnej uroczystości jej bliscy zabrali głos.
Córka Zającówny zaczęła wspominać jej ostatnie miesiące, a nawet lata. - Mama coraz mniej była sobą. Widzieliśmy, jak choroba wpływała na jej życie - przekazała. Podkreśliła, że widać było na co dzień nie tylko cierpienie mamy z powodu choroby, ale i straty siostry, która wcześniej odeszła. - Starała się tego nam nie pokazywać - zaznaczyła córka. - Ukojenie może przynieść nam świadomość, że jest razem ze swoją siostrą oraz mamą, którą straciła w bardzo młodym wieku. Naszym zadaniem będzie, żeby we wspomnieniach i opowiadając o niej inspirować innych do tego, jak być dobrym człowiekiem - uzupełniła. Opowiedziała następnie, jaka Zającówna była prywatnie. - Miała wielkie serce. Nie przechodziła obojętnie obok osoby, która potrzebowała pomocy - Jej ciepła natura powodowała, że ludzie chętnie się przed nią otwierali - przekazała z bólem w głosie. - Nigdy nie zmuszała mnie, abym poszła w jej ślady, za co jestem jej bardzo wdzięczna - zakończyła. Jak z kolei aktorkę pożegnał jej mąż? - Kochała życie bez wzajemności. Obarczona od wczesnej młodości bardzo trudną chorobą Oznajmił, że ukochana odeszła "niesprawiedliwie za wcześnie".
Wierzę, że będzie odpoczywać w spokoju
- dodał na koniec Krzysztof Jaroszyński.
W trakcie ostatniego spotkania z aktorką Potocka zauważyła pewien niepokojący detal, o którym postanowiła opowiedzieć. Chodziło o wygląd Zającówny. - Wtedy się troszkę przestraszyłam. Ona zawsze była bardzo szczupła (...) - sarenka o wielkich oczach i długich włosach - przekazała Światowi Gwiazd. - Teraz dla mnie była za chuda i pomyślałam sobie, że tak zmarniała, ale nie pytałam o nic, bo to wiesz - różne masz historie, a ona jak nie mówiła, to nie mówiła - uzupełniła Małgorzata Potocka.