Tomasz Iwan i jego ukochana Karolina Woźniak mają za sobą trudne chwile. Niedawno, podczas ich nieobecności, ktoś włamał się do ich willi. Złodzieje nie tylko splądrowali mieszkanie, ale też ukradli naprawdę cenne rzeczy. "Włamano się nam do domu i skradziono najbardziej drogocenne rzeczy, wszystkie zegarki, biżuterię, torebki, sporą gotówkę. Za namową policji publikujemy post, aby zwrócić uwagę na wartościowe przedmioty sprzedawane z drugiej ręki, niewiadomego pochodzenia. Jeśli cokolwiek wzbudzi wasze podejrzenia prośba o kontakt. Nasze straty są ogromne, a poczucie bezpieczeństwa zdewastowane i ciężko się z tym pogodzić…" - napisała na Instagramie Woźniak, pokazując zdjęcia, na których widać kolejne zakamarki zdemolowanego domu (zdjęcia znajdziecie w naszej galerii, w górnej części artykułu). Teraz głos w sprawie zabrał detektyw, który bez ogródek wskazał na błąd, który popełnił Tomasz Iwan i jego ukochana. To właśnie on mógł ułatwić złodziejom zadanie.
Do włamania do willi Iwana i Woźniak doszło 14 sierpnia. Żadnego z mieszkańców nie było w domu. Ukochana byłego piłkarza była na spotkaniu z koleżanką, natomiast Tomasz Iwan na trybunach PGE Narodowego. Sportowiec oglądał bowiem Superpuchar UEFA 2024. Iwan, ciesząc się z wydarzenia, pochwalił się w mediach społecznościowych, że na żywo, z trybun ogląda mecz. Wedle detektywa Bartosza Weremczuka złodzieje mogli śledzić Iwana na Instagramie i dzięki jego relacjom, wiedzieli, że byłego piłkarza nie ma w domu (nie wiadomo, czy ten sam błąd popełniła Woźniak).
Należy zaznaczyć, że osoby publiczne, niestety często popełniają ten sam błąd, czyli publikują w mediach społecznościowych na bieżąco informacje o miejscach, w których przebywają. (...) Przez co wiadomo, że tych osób nie ma w domu
- powiedział w rozmowie z "Faktem".
Detektyw dodał, że jeżeli chcemy podzielić się na Instagramie wiadomością, że spędzamy czas poza domem, warto wcześniej dodatkowo zabezpieczyć mieszkanie. Lokalu może doglądać zaufana osoba. Dobrym pomysłem jest też alarm, bo jak twierdzi Weremczuk "włamanie z kradzieżą często trwa krócej niż zakupy spożywcze".
W rozmowie z "Faktem" detektyw wziął pod uwagę jeszcze inny scenariusz. Złodzieje mogli śledzić Tomasza Iwana, a nawet podłożyć mu nadajnik GPS. W ten sposób wiedzieli, że wieczorem 14 sierpnia nie ma go w willi. "Być może, gdy zobaczyli Tomka na mieście, podłożyli mu lokalizator GPS do samochodu" - mówił Weremczuk.