Janusz Rewiński zmarł 1 czerwca 2024 roku, o czym poinformował jego syn. Słynny satyryk, który zjednał sobie też wierne grono fanów takimi filmami jak "Podróże Pana Kleksa", "Kiler" czy serialem "Tygrysy Europy" miał 74 lata. "Fakt" dotarł do nieoficjalnych informacji na temat jego pogrzebu. Okazuje się, że msza żałobna odbędzie się w piątek 7 czerwca o godz. 12.00 w kościele p.w. Matki Bożej Anielskiej w Warszawie-Radości. Tuż po niej Janusz Rewiński spocznie na miejscowym cmentarzu parafialnym.
Janusz Rewiński doczekał się dwóch synów: Aleksandra i Jonasza. I to właśnie drugi z nich poinformował o odejściu znanego artysty. "Pożegnanie, którego miało nie być. 1 czerwca tata stoczył walkę ze swoim stanem zdrowia. Niestety tym razem nie dał rady. Teraz świat jest jakby taki sam, ale uśmiechu nagle zabrakło. Dziękujemy za wszystko. Gdziekolwiek teraz jesteś, mamy nadzieję, że 'mają rozmach'. Buenas noches, Senior Siarra!" - napisał w mediach społecznościowych Jonasz Rewiński, nawiązując do słynnej roli ojca z "Kilera".
Ostatnie lata życia Janusz Rewiński spędził z dala od miejskiego zgiełku w swoim gospodarstwie za Mińskiem Mazowieckim. Odciął się od znajomych z show-biznesu i nie pojawiał się publicznie. Ale kilka miesięcy temu przez telefon z Cezarym Pazurą. - Zadzwoniłem do niego i zapytam go, czy zagra w "Kilerze 3", gdyby taki film powstał. Usłyszałem w słuchawce: "nie, dziękuję, nie jestem zainteresowany". I to były ostatnie słowa Janusza Rewińskiego, jakie usłyszałem" - wyznał aktor w rozmowie z Kanałem Zero. - Mi go bardzo brakowało w robocie, bardzo mi go brakowało na planie. To jego zniknięcie wszystkim nam doskwierało. Zostawił wyrwę, ale żyliśmy nadzieją, że kiedyś powie: "odpocząłem, wracam do roboty" - dodał Pazura.
O Januszu Rewińskim opowiadał nam ostatnio Tadeusz Drozda, który tworzył z nim program Polsatu - "Dyżurny satyryk kraju". - On mieszkał obok mnie w Radości. Później zrezygnował z cywilizacji i wyprowadził się za Mińsk Mazowiecki, gdzie kupił młyn. Nasza ostatnia rozmowa była dawno. Byłem u niego w tym jego młynie. On jakoś tam gości z estrady specjalnie nie zapraszał. To była jego oaza. Siedzieliśmy sobie nad stawem, gdzie hodował ryby i rozkoszowaliśmy się ciszą i naturą, bo miał tam pięknie. Bardzo mu to odpowiadało. Wyłączył się z życia scenicznego, telewizyjnego i filmowego i w ogóle mu tego nie brakowało - zdradził Drozda.