• Link został skopiowany

Nieudane "Kuchenne rewolucje" w Rybniku. Gessler nie podpisała się pod wynikiem końcowym. "Grzechem jest złe jedzenie"

Nowy sezon "Kuchennych rewolucji" trwa. W ostatnim odcinku Magda Gessler dotarła do Rybnika. Praca z szefową meksykańskiej knajpy nie okazała się łatwa, bo źle znosiła krytykę.
Magda Gessler w meksykańskiej restauracji w Rybniku.
Fot. instagram.com/kuchennerewolucjetvn

Czwartkowy wieczór to tradycyjnie w TVN pasmo zarezerwowane dla "Kuchennych rewolucji". Tym razem Magda Gessler odwiedziła Rybnik. Na jej przyjazd czekał lokal z kuchnią meksykańską - "Don Martinez". Restaurację od czterech lat prowadzi 51-letnia Renata. Choć sama nigdy nie była w Meksyku, to na jednym wdechu wymieniała tamtejsze specjały: quesadilla, burrito, enchilada. Wszystkie można było u niej zjeść i wszystkie - jak zapewniała Renata - miały być pyszne. Sęk w tym, że jej lokal odwiedzało coraz mniej gości. Żeby ratować sytuację właścicielka sprzedała nawet mieszkanie, ale pieniądze się rozeszły, a w restauracji gości nie przybywało. Co ciekawe, okazało się, że jedzenie nie jest najgorsze, choć Magda podsumowała posiłki jako "atrapę jedzenia", bo wszystko było przygotowywane na jedno kopyto. Golonka, choć dobrze ugotowana, śmierdziała jej knurem, który "jakby właśnie przed chwilą się jarał". Po rozmowie z załogą, informacje, które zdobyła Magda Gessler, wprawiły ją w osłupienie. Nie brakowało awantur. Kelnerzy żalili się, że właścicielka jest niemiła i za mało im płaci czy, że nie umie używać słowa "dziękuję". Co tam się działo? Długi właścicielki sięgają 200 tys. zł. Zamiast pokory, pyskowała.

Zobacz wideo Magda Gessler o kulisach "Kuchennych rewolucji"

"Kuchenne rewolucje" w Rybniku. Szefowa nie znosi krytyki

Spięcia zaczęły się od wizyty w kuchni. - Po wierzchu posprzątane, a w środku gówno. Gdzie nie zajrzysz, jest syf - powiedziała Magda Gessler. To nie spodobało się buńczucznej Renacie. - Nie można na okrągło sprzątać - parsknęła z pretensją. - Zastanów się, co ty gadasz. Musisz zmienić sposób myślenia - odpowiedziała prowadząca. Początkowo ekipa meksykańskiego lokalu zakasała rękawy i zabrała się do sprzątania. Atmosfera gęstniała, gdy okazywało się, że niektóre rzeczy są trudniejsze do umycia, niż by się wydawało. Prosili o ekipę sprzątającą, ale usłyszeli, że jest za droga, bo wyceniła rzekomo swoje usługi na 20 tys. zł. Załoga stwierdziła, że nie będzie siedziała w knajpie całą noc. - Jak zwykle zostanę ze wszystkim sama - pożaliła się Renata.

Sprawy w swoje ręce wzięli kelnerzy. Udało im się załatwić ekipę do pomocy, która okazała się dużo tańsza, bo aż dziesięciokrotnie. Pani, która przyszła, wyceniła sprzątanie na między 1200 zł, a 2000 tys. zł. Co ciekawe, wszyscy pracownicy zadeklarowali, że się na to złożą, bo szefowa zapierała się, że ją na to nie stać. Jedna z pań powiedziała nawet, że najwyżej buty na zimę kupi w przyszłym miesiącu, bo zależy jej na powodzeniu rewolucji i chce przyczynić się do odbudowy knajpy. Gdy przyszedł partner Renaty, nie zgodził się na to, by płacili za to pracownicy i wyłożył kasę z własnej kieszeni. Następnego dnia okazało się, że firma sprzątająca nie posprzątała kuchni perfekcyjnie i Magda Gessler kazała przypilnować, by wrócili i wypełnili swoją umowę.

 

"Kuchenne rewolucje". "Don Martinez" w Rybniku to teraz "Szynk Siała Baba Mak"

Jeden z kelnerów powiedział Magdzie Gessler, że są traktowani "jak robole". Problemem okazał się też brak pochwał dla pracowników. - Szefowa powiedziała, że dobry szef nie chwali i jak jest dobrze, to nic nie mówi - usłyszała Magda Gessler. Podjęła decyzję, by lokal Renaty zmienił nazwę na "Szynk Siała Baba Mak" i serwował kuchnie śląską. Z karty zniknęły meksykańskie specjały, jest przede wszystkim kuchnia polska, ale zwykle w bardziej nowoczesnej odsłonie. Specjalna pozycja w karcie to swojski krupniok z zapiekanym jabłkiem (26 zł), krupnik na bogato z wołowiną i suszonymi grzybami (29 zł), golonka w miodzie z kopytkami z makiem (62 zł) oraz śląski kołocz z makiem (19 zł). 

 

Szefowa nic się nie nauczyła. Magda Gessler nie przyjęła rewolucji

Gdy znana restauratorka po czterech tygodniach wróciła do "Szynku...", przeżyła rozczarowanie. Zupa nie była według jej receptury. - Mamałyga. To nie jest krupnik to gulasz, to ma być zupa, a jest d...a - grzmiała i zdenerwowana na oczach gości roztrzaskała talerz o podłogę. Golonka z kopytkami z makiem też nie zachwyciła. Sos był dla niej jak budyń. - O co tu chodzi? - zastanawiała się.

Okazało się, że Renata wbrew obietnicom, nie zmieniła swojego zachowania.  - Nam jest wstyd, gdy wynosimy dania, które wychodzą z kuchni, to nie powinno mieć miejsca. Klienci się skarżą. Jedzenie często jest zimne - stwierdziła rozczarowana kelnerka, Paulina. - To nie były kopytka, to były kopytusia! Nie były warte swojej ceny. Ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę, że co to w ogóle jest, że są cztery malutkie kopytka - mówiła wspominając pierwsze dni po wyjeździe gwiazdy. Okazało się, że nikt nowy nie chce u nich pracować, bo jeden z potencjalnych pracowników (kucharz) dostał propozycję 18 złotych na godzinę, co zaskoczyło restauratorkę. - Jezus Maria! - wydusiła przerażona. Finalnie nie podpisała się pod rewolucją. - Grzechem jest złe jedzenie. Niestety błędy są tak duże, że rewolucja jest nieudana. Życzę wam powodzenia i szczęścia - wyznała i opuściła rybnicki lokal. - Myślałam, że jesteśmy zespołem i nie narzekamy jedno na drugie - powiedziała rozczarowana Renata do zebranego zespołu. - Renata jest absolutnie odporna na wiedzę. Ja tego miejsca absolutnie nie polecam - podsumowała Gessler przed lokalem.

Więcej o: