Anna Dymna i Jerzy Zelnik na początku lat 80. grali ekranowych kochanków w serialu "Królowa Bona". Ona wcieliła się w Barbarę Radziwiłłówną, on w Zygmunta Augusta. W tamtym czasie krążyły plotki o niespodziewanym uczuciu, które miało połączyć ich na planie. Po latach informacje podsycił sam zainteresowany. - Mocno między nami iskrzyło - wyznał autorce "Dżentelmenów PRL-u", nie wdając się w szczegóły. A w autobiografii "Szczerze nie tylko o sobie" dodał w tym temacie, że nie był przykładem wiernego współmałżonka. - Jakoś zawsze udawało się nam wyjść z tych prób obronną ręką. Sprawa z Anią Dymną wyglądała jednak dość poważnie - powiedział Zelnik. To zaskoczyło jego ekranową partnerkę.
Ponoć aktorzy na planie całowali się z większym zaangażowaniem, niż wymagał tego scenariusz, o czym donosiły gazety. W jednej ze scen grali w pełnym negliżu. - Był między nami ogień, były spojrzenia, które mówią wszystko, były gesty, były niby przypadkowe muśnięcia dłoni w przelocie. A wszystko to wpisane w nasze role, wszystko zgodnie ze scenariuszem. Dla nas jednak to było coś więcej - stwierdził Zelnik w swojej książce. To było jednak niespełnione uczucie, choć według niego Anna Dymna też miała zacząć czuć coś więcej. Była wtedy dwa lata po rozwodzie z pierwszym mężem. Oboje mieli jednak wiedzieć, że związanie się ze sobą nie przyniesie im nic dobrego. Tym bardziej, że Jerzy Zelnik był żonaty od 11 lat. Z tego powodu aktor cierpiał. Nie chciał stawiać wszystkiego na jedną kartę i odchodzić od żony, która wybaczała mu skoki w bok, dla niepewnego związku z koleżanką z pracy. Stwierdzili, że nadszedł czas, by nie rozwijać mocniej tej znajomości. Każde z nich poszło w swoją stronę.
Stan zachwycenia sobą, upajania się swoją bliskością podczas kręcenia scen nie mógł trwać długo - musieliśmy podjąć jakieś decyzje, bo takie zawieszenie, tęsknota za czymś, co - podskórnie to wiedzieliśmy - nie dopełni się w życiu, doprowadzało do napięcia, to bolało
- powiedział aktor.
Po latach Anna Dymna nie była wylewna w tym temacie, ale odniosła się do rewelacji Zelnika. I to z dużo mniejszą intensywnością uczuć, pozwalając sobie na drobną złośliwość, którą miała przekazać dziennikarce ze śmiechem. - Zawsze lubiłam Jerzego i pracowało nam się cudnie, ale nie widzę powodu, by teraz robić z tego aferę. Jurkowi jest chyba ciężko i teraz się ratuje takimi opowiastkami - stwierdziła na łamach "Faktu", choć nie zaprzeczyła informacjom, które podał jej kolega. Może chodzi o to, że skoro ich znajomość została stłumiona w zarodku, nie widzi sensu, by o niej opowiadać po kilku dekadach.