Cała Polska nie może się otrząsnąć po dramacie Lizy, która została brutalnie napadnięta w centrum Warszawy. Kobieta w ciężkim stanie trafiła do szpitala, jednak mimo interwencji lekarzy zmarła po kilku dniach. Tragedia Lizy sprawiła, że kobiety zaczęły mówić głośno o podobnych sytuacjach, które je spotkały, a także o tym, jak ważna jest reakcja na cudzą krzywdę. O swoich bolesnych doświadczeniach opowiedziała m.in. Małgorzata Kożuchowska.
Małgorzata Kożuchowska swoją historią podzieliła się w instagramowym wpisie. Sytuacja miała miejsce przed laty, gdy aktorka była jeszcze na studiach. Jak wyznała, w drodze powrotnej z uczelni do domu została napadnięta przez dwóch mężczyzn. "Próbowali wciągnąć mnie do samochodu. Broniłam się. Nie mogłam krzyczeć, bo zasłonili mi usta. Po chwili szamotaniny puścili mnie i uciekli" - relacjonuje Małgorzata Kożuchowska. Napastników wystraszył samochód, który wjechał w uliczkę, w której doszło do niebezpiecznej sytuacji. Osoby, które się w nim znajdowały, zatrzymały się i odwiozły aktorkę bezpiecznie do domu. "To, że pojawił się w tym momencie, w tym miejscu, uratowało mi życie" - dodaje. Niestety trauma po tym wydarzeniu została z Małgorzatą Kożuchowską jeszcze na długi czas.
Jeszcze wiele lat później prześladował mnie sen, w którym grozi mi niebezpieczeństwo i wiem, że muszę krzyczeć; próbuję, ale nie mogę wydobyć głosu. Czasem się udawało i budziłam się z krzykiem. On był wyzwalający. Był ratunkiem
- opisuje aktorka. Małgorzata Kożuchowska w swoim wpisie dodała, że minęło tyle czasu, a podobne sytuacje wciąż mają miejsce. "Musimy reagować! Nawet jeśli sytuacja jest niejednoznaczna, ale intuicja podpowiada, że coś tu jest nie tak. Lepiej się pomylić i przeprosić niż żałować do końca życia, ze nie zareagowałam/em" - pisze aktorka, dodając, że strach może sparaliżować ofiarę i pozbawić ją głosu. "Ja tym, którzy lata temu nie zostawili mnie na pustej ciemnej ulicy, zawdzięczam życie. Dziękuję" - zakończyła wpis, dodając do niego hasztag "Liza".