To, że TVP jest w stanie likwidacji, odbija się właśnie na produkcji serialu "Klan". Jak poinformował w poniedziałek "Fakt", aktorzy od początku roku mają nie dostawać swoich wypłat. - Nasze zapłaty zawsze wpływały do dziesiątego dnia każdego miesiąca. To ogromna produkcja i nigdy nie było problemów. Niestety od stycznia nic nie dostajemy, wiem, że niektórzy z obsługi wynegocjowali sobie jakiś procent, by mieć na opłaty. Ja nie dostałam nic ani za styczeń, ani za luty - mówiła nieoficjalnie jedna z gwiazd słynnej produkcji. Jak rzeczywiście jest i co dalej? O to zapytaliśmy Tomasza Stockingera, który w "Klanie" od pierwszego odcinka wciela się w doktora Lubicza.
Tomasz Stockinger jest ostatnią osobą, która teraz siałaby panikę. Zapewnił nas, że ma dystans i wierzy, że niedługo wszystko wróci do normy. - Czekamy na wypłaty. Jest opóźnienie, ale wydaje mi się, że ta sprawa jest tylko chwilowa i to nie grubszy problem. Mnie to nie spędza snu z powiek i nie przeszkadza w życiu. Produkcja nas uprzedziła, więc to nie jest zaskoczenie i jakaś afera czy sytuacja, że człowiek nie ma za co żyć. Tym bardziej, jak się nie żyje jak ja, z miesiąca na miesiąc i ma się oszczędności - poinformował Plotka aktor.
Rozumiem, że TVP jest w stanie likwidacji i tam jest rewolucja i są wstrzymane miliardy, więc dofinansowanie na różne produkcje - w tym "Klan" - jest utrudnione. Trzeba być wyrozumiałym. Czytałem wypowiedź ministra Sienkiewicza, który mówił, by nie wszczynać paniki, bo spokojnie jest zaplanowane finansowanie telewizji, póki co, do końca roku
- dodał w rozmowie z nami Tomasz Stockinger. Przy okazji zapewnił, że nikt w produkcji się teraz nie buntuje i praca na planie, mimo braku wynagrodzenia, przebiega bez zakłóceń, jakby nigdy nic. - To co się dzieje nie wpływa na sytuację na planie. Normalnie pracujemy. Mamy umowy do końca czerwca. Musimy teraz robić odcinki, bo te teraz, które robimy, wchodzą za ok. cztery tygodnie do emisji. Ramówka jest ustalona do wakacji i nie możemy sobie pozwolić na przerwy. W innym wypadku byśmy się nie wywiązali umów z realizacją i byłby problem - przyznał serialowy Paweł Lubicz.
Kilka miesięcy temu Tomasz Stockinger opowiadał mu, że choć serial jest w emisji od 1997 roku, ciągle słyszy słowa uznania na jego temat. - Spotykam bardzo dużo osób, które mówią: 'Panie Tomku, nie opuściliśmy ani jednego odcinka' - przyznał z dumą Stockinger i mówił, że przyszedł moment, w którym się czuje bardziej odpowiedzialny za "Klan". - Trochę jestem tam już w roli kapitana. Po odejściu Zygmunta Kęstowicza i Haliny Dobrowolskiej ja jestem tym nestorem rodu. To zobowiązuje. To jest moje życie od ćwierć wieku - dodał i poruszył wątek misyjny w produkcji. - Nasz "Klan" jest misyjny pod wieloma względami: szacunku, przyzwoitości, wartości rodzinnych. Chętnie podjąłbym się dyskusji, na temat wartości wynikających z wielu produkcji amerykańskich, gdy np. złoczyńca ucieka, a drugi go goni. To jest atrakcyjne, ale często wyłącznie atrakcyjne i nic poza tym nie idzie - mówił nam aktor i przy okazji zdradził, o czym widzowie nie usłyszą w "Klanie". - Wielu tematów bardzo ważnych nie poruszamy. Nie dotykamy np. spraw religijnych czy politycznych. Np. temat służby zdrowia to bardzo ciężka kwestia, ale jej też nie poruszamy. Nie zawsze jest publiczność zadowolona, że ruszamy tylko te bezpieczne tematy, ale tak jest, bo ta opowieść o Lubiczach ma nie drażnić i nie dzielić - stwierdził Tomasz Stockinger.