Najnowsze wydanie "Super Expressu" pochyla się nad zachowaniem Kingi Dudy i wizytą u weterynarza. Choć troska córki prezydenta, która zabrała ukochanego kota do przychodni, jest godna pochwały, tabloid zastanawia się, czy powinna do tego wykorzystywać limuzynę Służby Ochrony Państwa, z której skorzystała. - Dla VIP-a to może oczywiste, że jedzie do weterynarza z ochroną, dla zwykłych ludzi to jakaś fanaberia. Niezależnie od przywileju ochrony, jaki posiada pani Kinga Duda, warto byłoby, żeby prywatne sprawy załatwiała we własnym zakresie i wtedy nie ma tematu - stwierdził w rozmowie z "SE" poseł KO Witold Zembaczyński. Warto przy tym podkreślić, że według ustaleń gazety, prezydencka córka jest objęta całodobową ochroną i trudno byłoby jej korzystać z innych środków transportu.
"Super Express" przypomina, że córka Andrzeja Dody regularnie widywana jest z funkcjonariuszami SOP. W ostatnich miesiącach gazeta spotkała ją z nimi na zakupach, ale i na spacerze w deszczu. Wtedy to nawet jeden z ochroniarzy był tak pomocny, że trzymał nad nią parasol. Kobieta ma teraz sporo obowiązków. Od niedawna wiadomo w końcu oficjalnie, czym Kinga Duda zajmuje się na co dzień. Okazało się, że 28-latka pracuje w jednej z najlepszych warszawskich kancelarii. Jej wizytówka na stronie internetowej pracodawcy przedstawia ją w następujący sposób: "Kinga Duda, aplikantka adwokacka, associate w departamencie rozwiązywania sporów kancelarii Rymarz Zdort Maruta oraz członek zespołu Postępowań Sądowych i Arbitrażu". Wcześniej chodziły tylko pogłoski o jej specjalizacji. Teraz potwierdziło się, że prawniczka jest ekspertką od mediacji związanych z IT i technologiami.
Swego czasu media rozpisywały się dużo o znajomości Kingi Dudy z Maciejem Musiałem. - Wszystko się zaczęło od tego, że w wieczór wyborczy, kiedy Andrzej Duda wygrał wybory, zobaczyłem informację, że ma córkę w moim wieku. Stwierdziłem, że zaczepię ją na Facebooku. Ona mnie nie odczepiała, ale po jakimś czasie chyba to zrobiła. Takie głupotki - opowiadał Musiał o początkach ich kontaktu w programie internetowym Wersow "Czy to prawda, że...". Niedługo później udało im się spotkać na imprezie wspólnego znajomego. - Trochę porozmawialiśmy i była później taka sytuacja, że poszliśmy nad Wisłę do baru i dwóch pijanych gości szło przed nami. Jeden drugiego popchnął i leciał na nią. Zasłoniłem ją, odbiłem tego gościa i powiedziałem jej: "właśnie uratowałem ci życie". Podziękowała - dodał i zdradził, że jakiś czas później oprowadziła go po Pałacu Prezydenckim. Właśnie przy okazji tego spotkania paparazzi zrobili im zdjęcia przed budynkiem. To zepsuło ich relację. - Zdarzało nam się wymieniać SMS-y, ale jak poznajesz kogoś i zaczynają ci robić zdjęcia, to wybija cię to ze strefy komfortu - podsumował aktor.