Doda śpiewała od dziecka. Już jako nastolatka pracowała w Teatrze Buffo, gdzie była jedną z najmłodszych osób. Występowała w znanym musicalu "Metro". W audycji "Dodaphone" w RMF FM wokalistka przyznała, że nie zawsze była tak pewna siebie, jak jest teraz. Wróciła wspomnieniami do czasów, gdy jej szefem był Janusz Józefowicz. Nie kryła, że był surowy i się go bała. Opowiedziała o jednej sytuacji z czasów pracy w teatrze.
Doda na antenie RMF FM przyznała, że za czasów pracy w teatrze raczej była osobą cichą i zdystansowaną. - Nie wiem, czy to była kwestia tego, że po prostu byłam nastolatką. Pracowałam z ludźmi 10-20 lat starszymi. Miałam dyrektora teatru, który był bardzo srogi, więc też byłam zestresowana. Duża odpowiedzialność na mnie ciążyła, bo byłam najmłodszą aktorką, ale chyba tej pewności siebie i odwagi nabierałam z wiekiem - powiedziała. Kiedy występowała w Teatrze Buffo, marzyła o tym, żeby dostać solówkę, jednak bała się o to poprosić dyrektora, Janusza Józefowicza. Chciała nawet, aby wyręczyła ją mama, jednak Wanda Rabczewska stanowczo odmówiła.
Chciałam zawalczyć o tę solówkę i błagałam moją matkę. A ona do mnie mówi: "Słucham? Chyba żartujesz. Nie interesuje mnie, że masz trzynaście lat. Zadzwonisz do niego sama i będziesz z nim rozmawiała jak dorosła z dorosłym"
- opowiadała.
Do rozmowy doszło, gdy Doda razem z rodzicami wracała z Warszawy do Ciechanowa. Jej mama stwierdziła, że zatrzymają się na chwilę, aby piosenkarka mogła zadzwonić do dyrektora na osobności. - Stresujesz się przy nas rozmawiać? Ok, ojciec zatrzyma samochód, wyjdziesz sobie na spacer i porozmawiasz sama. Nie zrobię tego za ciebie, ponieważ życie na tym polega, że będziesz musiała czasami, jak ktoś ci zamknie drzwi, wejść oknem. Nikt za ciebie nic nie załatwi. Wszystko, co będziesz osiągać w życiu, najlepiej załatwisz sobie sama - powiedziała do córki Wanda Rabczewska. W końcu Doda się odważyła.
Myślałam, że umrę ze strachu. Jak wykonywałam telefon do Janusza Józefowicza, to mi się spociła cała ręka, bo wszyscy wiedzieli, jaki on jest srogi. Ja się tak go strasznie bałam
- powiedziała. Ostatecznie rozmowa zakończyła się sukcesem. Była bardzo krótka i Doda otrzymała wymarzoną solówkę. - Zadzwoniłam, wyrzuciłam to z siebie. Przekazałam wszystkie argumenty, które świadczyły o tym, że natychmiast powinnam dostać to solo. On powiedział: "Okej". Ja się pytam: "Już?". A on mówi: "Tak". Gwiazda przyznała, że ta sytuacja była dla niej nauczką na przyszłość, że trzeba pokonywać stresujące sytuacje samodzielnie.