W ostatnim czasie głośno było o zarobkach byłych pracowników Telewizji Polskiej po tym, jak Dariusz Joński, poseł KO, upublicznił dokument z zarobkami pracowników TVP. Według niego, chociażby Michał Adamczyk, dyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej miał zarobić w zeszłym roku półtora miliona złotych, a Samuel Pereira jako zastępca dyrektora TAI, ponad 439 tys. zł. Jarosław Kaczyński podczas konferencji prasowej krytykował rewolucję w stacji prowadzoną przez nową władzę. Mówił, że zmiany wprowadzane przez uchwałę to "atak na demokrację". Wspomniał także o zarobkach pracowników, podkreślając, że dziennikarze zatrudnieni jeszcze przed 2016 rokiem również nie narzekali na pensje.
- Ile w takiej telewizji zarabiano przedtem? Na przykład pani Tadla, jej dochody, uwzględniając inflację, to jest ponad milion 200 tys. złotych. Gdzie są te różnice? A nie zarabiała najwięcej. Pan Lis zarobił łącznie ok. czterech mln. Te zarobki były znacznie wyższe niż te, o których teraz się mówi. A więc to jedno wielkie oszustwo i wprowadzanie Polaków w błąd - grzmiał Jarosław Kaczyński.
Po jego wypowiedzi Tomasz Lis zabrał głos we wpisie na portalu X i nie przebierał w słowach. "Ja rozumiem, że Kaczyński 'broni wolności słowa'. Ale po dzisiejszej konferencji prasowej mam wrażenie, korzystanie z niej przez niego może być samobójcze" - napisał.
Po tym, jak ujawniono bajońskie sumy pracowników TVP, PiS pokazał grafikę z zarobkami gwiazd stacji z czasów PO. Wśród nich był Tomasz Lis. Według nich dziennikarz między 2008 a 2016 rokiem miał zarobić 21,2 mln zł. Wówczas dziennikarz zabrał głos na portalu X.
Krótko - kontrakt za mój program obejmował wynagrodzenie 15-20 osób, którym stałe płaciłem, program w ciągu ośmiu lat zarobił 160 mln złotych, a kontrakt był podpisywany lub przedłużany z siedmioma kolejnymi prezesami, w tym dwoma z PiS. To tyle porównywania nieporównywalnego - tłumaczył.