Kinga Rusin słynie z ciętego języka. Była dziennikarka TVN nie kryje się także ze swoimi poglądami politycznymi. Od lat krytykowała rządy Prawa i Sprawiedliwości. Uderzała nie tylko w polityków, ale także kościół oraz TVP. Efektem jej krytycznych przemyśleń był nawet wiersz, który popełniła jakiś czas temu. Z kolei kiedy zaprzysiężono nowy rząd, świętowała koniec władzy PiS. Niejednokrotnie uderzała też w prezydenta Andrzeja Dudę. Teraz również krytycznie oceniła głowę państwa. Naprawdę nie gryzła się jednak w język, kiedy pisała o TVP.
Donald Tusk jeszcze przed wyborami zapowiadał rewolucję w mediach publicznych. Tymczasem szef gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek na antenie TVP Info zapytany o to, co stanie się, gdy dojdzie do "siłowego przejęcia mediów publicznych", zapewniał, że Andrzej Duda nie pozostanie bierny. - Prezydent będzie podejmował działania, które wynikają z prawa i Konstytucji. Nie chciałbym gdybać. Natomiast Prezydent będzie strażnikiem Konstytucji, będzie strażnikiem wykonywania prawa w Polsce. Liczymy w Pałacu Prezydenckim, że Donald Tusk jednak słowa dotrzyma [o niełamaniu Konstytucji - red.] - mówił w "Gościu Wiadomości". Ponadto Mastalerek twierdził, że zapowiedzi Donalda Tuska dotyczące działań w Telewizji Polskiej to jedynie "wyłącznie przecieki dziennikarskie" i próba zastraszenia nadawcy publicznego. Grzmiał, że nowemu rządowi TVP nie jest na rękę, bo "będzie patrzyła im na ręce". Te słowa rozjuszyły Kingę Rusin.
Donald Tusk zamierza zmienić stan mediów publicznych. Tymczasem przedstawiciel prezydenta - Mastalarek, właśnie zasugerował, że Duda nie będzie biernie przyglądał się tym działaniom i ocenił, że dotychczasowe "media publiczne będą rządowi patrzeć na ręce". I tego rzekomo "oni - czyli Koalicja 15 października - się "boją" - zaczęła na wstępie w instagramowym wpisie.
Była gospodyni "Dzień dobry TVN" nie gryzła się w język. Wypowiedź Mastalerka nazwała bezczelną. Dobitnie przedstawiła też, co myśli na temat TVP, która za rządów PiS-u stała się tubą propagandową ówczesnej władzy. Padły nawet słowa o "Goebbelsowskiej propagandzie" (przypomnijmy, że TVP przegrało proces o zniesławienie, kiedy to prof. Wojciech Sadurski nazwał stację pod rządami Jacka Kurskiego "goebbelsowskimi mediami").
Szczyt bezczelności. Te media rzekomo "patrzą na ręce" przeciwników PiS od ośmiu lat. Wynikiem jest goebbelsowska propaganda, szczucie i kłamstwa "całą dobę". To te media puszczają wybrane materiały ze służb czy prokuratury w celu ataku na przeciwników politycznych. Te "media" wyhodowały nienawiść, która m.in. doprowadziła do śmierci Adamowicza. Te media odbierają politykom byłej opozycji przymiot polskości! - grzmiała.
Oberwało się też Andrzejowi Dudzie. Dziennikarka wytknęła prezydentowi hipokryzję. "Większość Polaków wyraźnie opowiada się za gruntownymi zmianami w TVP. Ale prezydent, który wielokrotnie złamał Konstytucję, chce bronić pisowskiej machiny i zabetonowanych instytucji. I chce to robić, powołując się na… Konstytucję. No to ma problem, bo art. 14 Konstytucji zapewnia WOLNOŚĆ mediów i nikt nie może ich zabetonować, nie zależnie od tego, pod którym żyrandolem siedzi" - pisała. Kinga Rusin jakiś czas temu publicznie zwróciła się do prezydenta, oczekując, że potępi praktyki stosowane na antenie TVP. "Czy widział pan skandaliczny materiał o mnie w "Wiadomościach" TVP? A inne tworzone tam żenujące materiały szkalujące, wyszydzające, kłamiące i szczujące na osoby publiczne i przedstawicieli zawodów, cieszących się do tej pory wielkim społecznym zaufaniem? Jakie jest pana stanowisko na temat hejtu TVP, jako kandydata na Prezydenta oraz jako obecnego Prezydenta, który ma przecież szczególne prerogatywy w sprawie mediów?" - pytała w otwartym liście.