Grzegorz Miecugow był znanym dziennikarzem. Polacy pamiętają go ze "Szkła kontaktowego", a także jako wydawcę i prezentera "Faktów" w stacji TVN. Wcześniej te same funkcje pełnił w "Wiadomościach" w TVP. Miecugow był też redaktorem radiowej Trójki. Od 2011 roku zmagał się z rakiem płuc. Zmarł 26 sierpnia 2017 roku. Dziś obchodziłby 68. urodziny.
Grzegorz Miecugow w licznych wywiadach przyznawał, że palił przez 33 lata. Wypalał nawet 40 papierosów dziennie. W 2011 roku zdiagnozowano u niego nowotwór płuc. Miecugow nie ukrywał choroby - o raku mówił, że to "pasażer na gapę", którego przez lata żywił papierosowym dymem. W 2011 roku udzielił szczerego i bardzo osobistego wywiadu magazynowi "Gala". To tam opisał, jak dowiedział się o raku.
Wróciłem z nart, miałem ciągle gorączkę. Skończyła mi się pewna przyjaźń, byłem dosyć kłótliwy, fatalnie się czułem, fatalny czas. I do tego permanentny kaszel. Więc poszedłem do lekarza. Dostałem antybiotyki, 10 dni wolnego. Minęły dwa tygodnie i to samo. Poszedłem do kolejnego lekarza. Pani doktor powiedziała, że zajmie się mną porządnie. Zrobiła mi serię badań - i wtedy po raz pierwszy usłyszałem, że coś we mnie siedzi. Kilka tygodni później wracałem z jakiegoś spotkania, to był piątek, i po raz pierwszy w życiu spanikowałem, bo przy kaszlu pojawiła się krew. Raz. Postanowiłem rzucić palenie - powiedział "Gali".
W tej samej rozmowie dziennikarz w przejmujących słowach mówił o tym, jak wyglądało jego leczenie. "Zrobiono mi tomografię nuklearną. To jest okropne przeżycie – siedzi się w takim pokoju, gdzie jest 20 nieszczęśników, niektórzy po chemioterapii. W moim pokoju leżała dziewczynka upośledzona umysłowo, której ktoś źle założył wenflon, i potwornie zawodziła... To było straszne, zwierzęce cierpienie tuż obok. Trafiłem do przedpokoju piekła... Potem był wynik: nie jest to rak złośliwy" - wyznał. Nie ukrywał, że jest ciężko chory. O nowotworze opowiedział ze sceny podczas Festiwalu Mediów w Darłowie. W rozmowie "Galą" zdradził, dlaczego zdecydował się na głośne mówienie o stanie zdrowia.
Nie ukrywałem tego, ponieważ byłoby to zbyt trudne. Trudno tak rozmawiać po prostu, mając z tyłu głowy myśl, że być może za kilka tygodni umrę. Poczułem wyraźnie, że moje dni są policzone. Nie w tysiącach, ale w dziesiątkach, setkach. Poza tym rozmawianie o takich sprawach jest ważne, dla wszystkich. Życie nam ucieka przez palce. Ono dane jest raz i nie na zawsze.
Tak w rozmowie z magazynem mówił o kuriozalnej wizycie u rosyjskiego znachora. "Kazał złączyć mi kciuk z palcem wskazującym, takie kółeczka robić, złączyć stopy podeszwami, głęboko oddychać. Przestraszyła mnie ta teatralność. Potem położył mnie na kozetce. Zaczął stukać palcem w coś, mówić, że mam jedną nogę pustą, drugą nogę pustą, i mamrotał coś, a potem mówił: 'Całkowita obojętność do papierosów'. To było tak operetkowe, że miałem ochotę parsknąć śmiechem. Zapłaciłem 400 zł. Pojechałem do pracy, powiedziałem o tym mojej załodze. Była godzina 11.00, a ja ciągle bez papierosa. To było dosyć nietypowe" - mówił. Dziennikarz przyznał jednak, że znachor nie dał mu nic poza nadzieją. Widział, że sam musi wziąć sprawy we własne ręce.
Po tym, jak dziennikarz zmarł, jego wieloletni współpracownik i kolega Tomasz Sianecki, twierdził, że przyczyną śmierci Miecugował miała być rzekomo sepsa. Sianecki twierdził przy tym, że Krzysztof Daukszewicz rozmawiał z Miecugowem 26 sierpnia 2017 roku, a więc w dniu, w którym dziennikarz odszedł.
Krzysiek był przerażony, bo bardzo źle brzmiał. Ubłagał go, żeby poszedł na ostry dyżur. Poszedł, ale zmarł kilka godzin po skierowaniu na oddział. Prawdopodobnie na sepsę" - mówił Sianecki w rozmowie z "Newsweekiem".
Z kolei "Faktowi" Sianecki zdradził, że to właśnie dzięki Daukszewiczowi Miecugow pojawił się w szpitalu. Wspominał też, jak udało mu się odnowić z nim relacje. "To były te dwa ostatnie tygodnie jego życia, gdy trafił do szpitala. Trafił tam dzięki Krzysztofowi Daukszewiczowi, który zaniepokojony jego stanem zdrowia wziął sprawy w swoje ręce i go tam zaciągnął. Wtedy znów zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim, o sprawach łatwych i trudnych, także o śmierci. Myślę jednak, że on nie zakładał w ogóle, że to tak szybko się wydarzy. Jego rodzice żyli długo, on sam na wiadomość o chorobie, jako zagorzały palacz, z dnia na dzień odłożył papierosy" - powiedział.