Katarzyna Dowbor wielokrotnie walczyła o miłość, wierząc, że małżeństwo jest jej najlepszym przypieczętowaniem. Dziś już tak nie uważa. Znana prezenterka trzykrotnie wychodziła za mąż. W 1978 roku poślubiła Piotra Dowbora, z którym ma syna, Macieja. Miała wtedy 19 lat. - To był pierwszy facet, który zaczął wokół mnie chodzić i mnie wychodził - mówiła Plejadzie. W latach 1982–1989 była żoną Janusza Atlasa. Powodem rozpadu ich związku był m.in. wybuchowy charakter mężczyzny, który przysparzał gwieździe problemy. - Janusz bardzo często przesadzał i potrafił się awanturować. Pamiętam aferę na balu, gdy ktoś poprosił mnie do tańca. Tego sobie mąż nie życzył i była afera. Koledzy z telewizji bali się i traktowali mnie z dystansem - opowiadała w wywiadzie dla "Vivy!". Następnie poślubiła Grzegorza Świątkiewicza. - Mój były mąż to bardzo fajny człowiek i nie mam mu nic do zarzucenia. Miał pecha, że poznałam miłość swojego życia - tak opowiadała w "Na żywo" o ich rozstaniu i wejściu w nieformalny związek z Jerzym Baczyńskim. Para doczekała się córki Marii urodzonej w 1999 roku. Dziś nie są już razem, a gwiazdę po latach naszła refleksja, że za często była czyjąś żoną.
Katarzyna Dowbor zapewnia, że nie w głowie jej romanse i zmiana stanu cywilnego, która kiedyś nie była dla niej problemem. - Dobrze mi tak, jak jest. Wydaje mi się nawet, że za wiele już razy wychodziłam za mąż. Nie udało się, więc nie zamierzam po raz kolejny tego robić. Uważam, że trzy rozwody były moimi klęskami. Po co mi kolejny? - zastanawiała się dziennikarka w rozmowie z "Echem dnia". - Jestem szczęśliwa i nie potrzebuje faceta - powiedziała zaś w "Fakcie". Dziś była prowadząca "Nasz nowy dom" mieszka w swoim podwarszawskim domu z 91-letnią mamą, Krystyną i gromadą zwierząt, na które przelała wszystkie pokłady miłości. Niedawno dołączyła do Canal+. Poprowadzi w nim program, w którym podejmie się metamorfozy własnego domu.
Nie jest tajemnicą, że Katarzyna Dowbor myśli o przyszłości, dlatego zadbała o to, by spisać testament. "Wszystko odziedziczą moje dzieci pod warunkiem, że zapewnią moim zwierzętom godny byt do końca ich dni. Czyli, jeśli nie będą mogły lub chciały się nimi zajmować, to opłacą kogoś, kto to będzie robił lub znajdą im inne, dobre miejsce do życia. Jest to dla mnie ważne, bo z przerażeniem słucham opowieści o psach czy kotach wyrzuconych na ulicę po śmierci ich właściciela. Mieszkanie, dom, samochód i majątek każdy chętnie przejmie, ale już zwierzę przez wielu traktowane jest jak przedmiot. Na śmietnik to można wyrzucić kanapę czy fotel, a nie czworonoga. Absolutnie buntuję się przeciwko czemuś takiemu. Zwierzę przecież też czuje. Ono traci bliskiego przyjaciela, jakim był właściciel. Więc niech, chociaż dożyje swoich ostatnich dni w spokoju - w domu, który był też jego domem" - mówiła Dowbor Plejadzie.