Mijają dwa miesiące od tragicznego wypadku syna Sylwii Peretti, 24-letniego Patryka. 15 lipca mężczyzna, będąc pod wpływem alkoholu, pędził autem z niedozwoloną prędkością ulicami Krakowa. Nie podróżował sam, bo w aucie towarzyszyło mu trzech kolegów. W pewnym momencie Patryk stracił panowanie nad kierownicą, wpadł w poślizg, a samochód dachował. Nikt nie przeżył. Dzięki nagraniom z monitoringu wiadomo, że wypadek widział mężczyzna, który w ostatniej chwili uniknął śmierci pod kołami auta. To jedyny świadek, którego prokuratura chce przesłuchać. Nie obędzie się jednak bez problemów.
Od dłuższego już czasu policja i prokuratura wiedzą, że świadek wypadku jest obcokrajowcem mieszkającym w kraju spoza Unii Europejskiej, co znacznie utrudniało kontynuowanie śledztwa. "(...) do zorganizowania przesłuchania konieczne jest wystosowanie specjalnego wniosku do kraju, z którego pochodzi mężczyzna, o międzynarodową pomoc prawną" - informował serwis natemat.pl.
Teraz z kolei Onet donosi, że świadek jest Brytyjczykiem, który w Polsce przebywał jedynie kilka dni. Prokuraturze udało się jednak poznać jego tożsamość i zwróciła się do służb brytyjskich o zorganizowanie przesłuchania. "Teraz po stronie Wielkiej Brytanii pozostaje kwestia tego, kiedy odbędzie się przesłuchanie świadka i który organ brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości to przesłuchanie przeprowadzi".
Wraz z wnioskiem przesłaliśmy stronie brytyjskiej także zestaw pytań do świadka, na które chcielibyśmy uzyskać odpowiedzi - powiedział Rafał Babiński z Prokuratury Okręgowej w Krakowie w rozmowie z Onetem.
Gdy nagrania z monitoringu trafiły do mediów, głos zabrał Krzysztof Hołowczyc, który stwierdził, że świadek może być winny zdarzeniu. "Po obejrzeniu zdjęć wydaje mi się, że kierowca, który prowadził samochód, zwyczajnie przestraszył się pieszego. Bardzo gwałtownie zareagował, czyli uderzył w hamulec. Wtedy nastąpiła szybka utrata przyczepności. Przynajmniej tak to wyglądało, kiedy auto zaczęło sunąć bokiem. Wtedy jakakolwiek kontrola nad tym pojazdem już się skończyła" - powiedział kierowca rajdowy. Potem dopiero wyszło na jaw, że 24-latek był pod wpływem alkoholu, jechał z nadmierną prędkością i prawdopodobnie nie widział pieszego. Prokuratura nie zamierza też stawiać świadkowi żadnych zarzutów, ponieważ według jej ustaleń syn Peretti wpadł w niebezpieczny poślizg ok. 40 metrów przed napotkaniem mężczyzny.