Krzysztof Jackowski od lat przewiduje zjawiska na świecie, które według jego opinii mają się wkrótce wydarzyć. Już kilka lat temu wziął się również za prowadzenie kanału na YouTube, dzięki któremu dociera do jeszcze większej liczby odbiorców. Choć praktyka jasnowidza z Człuchowa od początku budzi wiele kontrowersji i nie ma wiarygodnego eksperymentu naukowego, który dowodziłby istnienia tego zjawiska, wieszczbiarz regularnie udziela się w mediach i komentuje bieżące sprawy. Ostatnio otworzył się jednak bardziej na temat swojego życia prywatnego i zmagań z chorobą.
Pierwsze oznaki pogorszenia stanu zdrowia Krzysztof Jackowski odczuwał w prozaicznych sytuacjach. "Spieszyłem się do domu. (...) Jadąc na Bydgoszcz, stanąłem na CPN-ie, szybko zatankowałem na trasę, żeby już do Człuchowa dojechać, wybiegłem z tego CPN-u i biegiem do samochodu. A kiedy dobiegłem do samochodu, zrobiło mi się słabo" - relacjonuje jasnowidz. Jackowski początkowo zbagatelizował swoje dolegliwości, co nie skończyło się dla niego dobrze. "Mimo tego odjechałem i po kilkunastu kilometrach poczułem ucisk w klatce piersiowej. Zauważyłem zjazd na kolejny CPN i się zatrzymałem. Bałem się, że umrę. To było straszne uczucie" - wspomina.
Wkrótce jednak dolegliwości dopadły Jackowskiego. Człuchowianin stracił przytomność i trafił do szpitala. W trakcie hospitalizacji lekarze wykryli u niego zwężenie zastawki aortalnej, nazywane także stenozą aortalną. Przypadłość związana jest z koniecznością wymiany zastawek w sercu. Jackowski podjął decyzję o operacji na sercu, przez co od 2016 roku żyje ze sztuczną zastawką.