Po tegorocznym zwycięstwie Loreen przyszłoroczna Eurowizja odbędzie się w Szwecji. Szczegóły konkursu nie są jeszcze znane, jednak już w czerwcu tego roku niemal pewne jest, że do Skandynawii nie wybierze się reprezentant Słowacji. Nasi sąsiedzi od lat mają bowiem ogromny problem ze sfinansowaniem udziału w wielkim muzycznym show.
Jak czytamy na stronie eurovisionfun.com, szefowa działu relacji międzynarodowych publicznego słowackiego nadawcy RTVS, Slavomira Kubickova, wydała oficjalne oświadczenie w sprawie udziału Słowacji na Eurowizji. Zaznaczyła, że w najbliższej przyszłości kraj nie zamierza angażować się ani w Eurowizję, ani w Eurowizję Junior. Problemem są pieniądze. Słowacka telewizja nie ma funduszy na pokrycie ogromnych kosztów, z którymi wiążę się możliwość wzięcia udziału w konkursie. Wszystkie państwa, które startują w Eurowizji, są bowiem zobligowane do płacenia składek członkowskich. Jak zauważa Kamil Polewski z portalu eurowizja.org, problem z pieniędzmi wyklucza z Eurowizji nie tylko naszych sąsiadów. Z tego samego powodu z konkursu zrezygnowały także Bułgaria, Czarnogóra i Macedonia Północna.
Dodatkowo dla Słowacji to nie jest jedyny problem finansowy. Jak podaje serwis eurovoix.com, słowacki ekspert muzyczny Juraj Curný przyznał, że gdyby nawet RTVS udało się zapłacić za udział w konkursie, wokalista reprezentujący kraj, musiałby najprawdopodobniej na własną rękę pokryć wszelkie pozostałe koszty. Taka sytuacja miała miejsce w 2012 roku, gdy reprezentantem Słowacji został Max Jason Mai.
W zgromadzeniu funduszy nie pomaga też zapewne fakt, że Słowacja nie może pochwalić się w konkursie dużymi sukcesami. Najlepiej poszło im w 1993 roku, gdy na Eurowizji debiutowali - reprezentująca kraj Elán zajęła wówczas czwarte miejsce. Następnie kraj pojawił się na konkursie w 1994, 1996 i 1998 roku, nie zbierając wysokich not. Słowacja wróciła na Eurowizję w 2009 roku, ale ani w tym, ani przez trzy kolejne lata jej reprezentanci nie zakwalifikował się do finału.
Komentarze (4)
Eurowizja bez jednego z krajów. Reprezentant musiałby wyciągnąć miliony z kieszeni