Mrozu, a właściwie Łukasz Mróz, bardzo strzeże swojej prywatności. Udziela nielicznych wywiadów, a w nich raczej nie opowiada o swoim życiu w inny sposób, niż o jego profesjonalnych aspektach. W rozmowie z Szymonem Majewskim na antenie Radia ZET uchylił rąbka tajemnicy.
Wokalista w audycji "Nie mam pytań" Szymona Majewskiego na antenie Radia ZET odpowiedział na pytanie o pasje. Okazuje się, że Mrozu długie lata pałał miłością do piłki nożnej. Jako nastolatek grał w klubie sportowym. "Nawet dobrze mi szło, zdobyłem ze dwa puchary za najlepszego bramkarza. Byłem zainspirowany wielkimi bramkarzami z lat 90."
Jednak kariera piłkarska nie była mu pisana. Po maturze "prawie" zdawał na akademię teatralną - prawie, bowiem żeby się tam dostać, trzeba było nie tylko złożyć papiery, ale też zdać egzamin. Mrozu miał już odpowiednie przygotowanie, chodził bowiem do klasy o profilu teatralnym. Nie nauczył się jednak tekstów i tak kolejny zawód przeszedł mu koło nosa. To zmieniło się dopiero w kolejnych latach:
Później już coś mi odpaliło z muzyką, trochę działałem we wrocławskim undergroundzie i pomyślałem: a dobra, pójdę na fizjoterapię. Musiałem wybrać jakiś zawód, a jako że sport był mi bliski, tata trochę chorował i ja widywałem te szpitalne zaplecza, widziałem, jak ta rehabilitacja jest potrzebna.
Studiował fizjoterapię w Wyższej Szkole Fizjoterapii we Wrocławiu. Był to nadal dla niego plan B. Jak mówił w "Kulisach Sławy" magazynu "Uwaga!" w TVN, rodzice nauczyli go, że dobrze mieć jakiś fach w ręku, bo nigdy nic nie wiadomo i nie wszystkim się udaje. "Nie prowadzę swojej praktyki jako fizjoterapeuta, ale potrafię doradzić" - stwierdził.
Na tegorocznych Fryderykach królował właściwie wyłącznie Mrozu. Zdobył pięć statuetek: dla albumu roku pop, artysty roku, utworu roku, duetu autorskiego roku i dla producenta roku. Przegonił w wyścigu po statuetkę królową Dodę, Dawida Podsiadłę, Brodkę, sanah i Ralpha Kaminskiego.