Chociaż od śmierci Bohdana Gadomskiego minęły trzy lata, sprawa cały czas pozostaje niewyjaśniona. Dziennikarz "Angory" chorował na cukrzycę, a zajmował się nim jego przyjaciel, śpiewak operowy Borys Ł. wraz z żoną Haliną Ł. Z programu "Interwencja" mogliśmy dowiedzieć się, że opiekunowie podawali mu dziesięciokrotnie wyższe dawki insuliny, niż są zalecane. Dziennikarz przed śmiercią trafił do szpitala. Przyczyną zgonu okazało się uszkodzenie ośrodkowego układu nerwowego, będące konsekwencją głębokiej hipoglikemii. Sprawa znalazła się w sądzie już rok temu, jednak, jak informuje Plejada, oskarżeni wciąż nie usłyszeli wyroku.
Proces w sprawie śmierci Bohdana Gadomskiego ruszył w kwietniu 2022 roku. Prokuratura Łódź-Górna skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko byłemu opiekunowi dziennikarza i jego żonie. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi informował, że Borys Ł. działał z zamiarem ewentualnym, co oznacza, że godził się z ze skutkami swojego czynu i możliwością popełnienia przestępstwa. Grozi mu dożywocie, a jego żonie do pięciu lat pozbawienia wolności. Jak podaje portal Plejada, sprawa na razie została zdjęta z wokandy z powodu choroby jednego z członków składu orzekającego.
Sprawa nie zakończyła się i pozostaje na etapie postępowania dowodowego. Na rozprawie w dniu 24 marca 2023 roku sąd planował przesłuchanie biegłej z zakresu diabetologii. Z uwagi na chorobę jednego z członków składu orzekającego, sprawa została zdjęta z wokandy. Aktualnie oczekuje na wyznaczenie kolejnego terminu rozprawy - poinformowała Iwona Konopka, rzecznik prasowy ds. karnych Sądu Okręgowego w Łodzi w rozmowie z Plejadą.
Co więcej, przed Sądem Rejonowym dla Łodzi-Śródmieścia toczy się sprawa spadkowa Bohdana Gadomskiego. Dziennikarz przed śmiercią przepisał majątek na swojego opiekuna. Wcześniej spadkobierczynią była jego wieloletnia przyjaciółka pani Maria. Jak informował jej pełnomocnik mecenas Marcin Białecki w rozmowie z "Faktem", Gadomski miał zostać zaciągnięty do banku przez opiekuna, gdzie dał pełnomocnictwa i zmienił testament. Po śmierci dziennikarza pani Maria otrzymała wezwanie do zwrotu dziesięciu tysięcy złotych, które miała wypłacić z jego konta. Jak przekazał Plejadzie Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi, podpis na wezwaniu miał zostać podrobiony przez Halinę Ł.