Monika Richardson przez wiele lat była jedną z najpopularniejszych prezenterek Telewizji Polskiej. Dziennikarka prowadziła tam różne programy m.in. "Europa da się lubić", czy "Pytanie na śniadanie". Po zakończeniu współpracy z TVP zdecydowała się pójść inną ścieżką kariery. W 2021 roku otworzyła butikową szkołę językową, która mierzy się obecnie z problemami finansowymi. Dziennikarka musiała podjąć stanowcze kroki, żeby uratować własny biznes.
Polecamy: Katarzyna Cichopek pochwaliła się radosną nowiną. "Wiem już, co lubię, czego szukam"
Monika Richardson jest założycielką szkoły językowej, która w ostatnim czasie mierzy się z podwyżką cen. W rozmowie z "Super Expressem" prezenterka podsumowała, jakim problemom musi stawić czoła, żeby utrzymać biznes.
Inflacja bardzo dała mi się we znaki. Mój mały biznes stał się prawie nieopłacalny. Wzrost cen energii poskutkował tym, że w szkole językowej, którą prowadzę, musiałam podnieść ceny za lekcje. To jest bardzo poważny krok, który może potencjalnie zniechęcić moich przyszłych uczniów do wyboru właśnie tej placówki - podsumowała.
Następnie dodała, że musiała zmienić ceny lekcji, ponieważ nie mogła dokładać do biznesu, który nie przynosi żadnego zysku.
Musiałam jednak podjąć ten krok, bo po prostu w pewnym momencie nie starczało nam na media i na czynsz w szkole. To przestało być rentowne. Ja nie mogę dopłacać do tego biznesu. Nie oczekuję, że dzięki temu biznesowi stanę się bogata, ale muszę jakoś żyć i płacić pensje ludziom, których zatrudniam - podkreśliła.
Mamy nadzieję, że uda się prezenterce rozwiązać problemy finansowe, z którymi teraz mierzy się wiele firm.