Joanna Racewicz była kiedyś jedną z największych gwiazd TVP. Przez kilka lat pracowała też dla TVN. W 2018 roku, po odejściu z telewizji publicznej, dołączyła do zespołu prowadzących Polsat News. Prezenterka współprowadzi też dwie audycje na antenie radiowej Jedynki. Dziennikarka jest również autorką wielu książek. We wtorek 24 stycznia w Muzeum im. Bolesława Biegasa odbyło się spotkanie autorskie promujące najnowsze dzieło Racewicz pod tytułem "Sypiając z prezesem". Jak informuje portal Pomponik, w drodze na miejsce gwiazda miała niewielką stłuczkę.
Spotkanie promujące książkę "Sypiając z prezesem" rozpoczęło się z lekkim opóźnieniem. W pewnym momencie Beata Tadla poinformowała zgromadzonych gości, że Joanna Racewicz w drodze na miejsce miała wypadek. Dziennikarka opowiedziała o okolicznościach zdarzenia, kiedy wreszcie udało jej się dotrzeć do muzeum. Okazało się, że nie stało się nic poważnego. Prezenterka nie ponosiła także winy za kolizję.
Aż mi krew odpłynęła, zrobiło mi się słabo, blado. Mówię: "proszę pana, błagam, to bardzo ważny dla mnie wieczór, pan jest na podporządkowanej drodze, to jest pana wina" - relacjonowała Racewicz.
Autorka przyznała też, że wykorzystała swoje kontakty, aby jak najszybciej załatwić sprawę i móc spotkać się z fanami. W przeciwnym razie oczekiwanie na policję trwałoby dwie godziny.
Proszę mi wierzyć, uruchomiłam wszystkie znajomości. Przydała mi się praca w newsach i zapraszanie rzeczników prasowych oraz innych bardzo ważnych panów mundurowych. Wytłumaczyłam, o co chodzi. Naprawdę czasem to się przydaje, a to była wyższa konieczność - cytuje dziennikarkę serwis Pomponik.
Na szczęście Joanna Racewicz wyszła z kolizji bez szwanku i pomimo lekkiego opóźnienia udało się przeprowadzić spotkanie autorskie.